Wieczór mgłą zakończony
Już nie spieszę się z powrotem z pracy, bo choćbym wyczyniał
najdziksze swawole, to i tak nie zdążę przed zachodem słońca. Wracam więc
spokojnie, równie spokojnie spożywam posiłek noszący znamiona obiadu, a potem
bez pośpiechu przebieram się, ściągam rower ze ściany, wychodzę z domu i ruszam
nie w siną, lecz w czarną dal. Taki scenariusz zrealizowałem i dzisiaj, chociaż
przez moment się wahałem, ponieważ opracowuję w domu pewne informatyczne rozwiązanie,
które oczywiście ma ścisły związek z rowerami i jest na tyle ciekawe, że konkuruje
z uprawianiem mojej pasji w realu. Jednak ostatecznie, chęć zanurzenia się w wieczornym
mroku okazała się silniejsza od miłości poruszania się pośród bitów i bajtów
cyfrowego świata.
Opis wycieczki będzie bardzo krótki, bo mrok nie
ułatwiał obserwacji odległych krajobrazów. Znów jeździłem po mieście, starając
się nieco zmodyfikować trasy i kierunki, aby nie przemierzać notorycznie tych
samych szlaków. Czas szybko upływał, a z każdą jego chwilą przestrzeń stawała
się coraz bardziej nieprzejrzysta. Nad Kraków i okolice spłynęła mgła, dodając
pierwiastek niesamowitości do obrazu świata. Lubię taki klimat.