Wietrzny wypad
Pierwszy dzień grudnia okazał się dość łaskawy z pogodowego punku
widzenia. Przynajmniej w Małopolsce. Wiało co prawda mocno, a nawet pojawiło
się kilka kropel deszczu, ale było dość ciepło jak na tę porę roku. Wspomniany
wiatr ma zresztą tę zaletę, że zdmuchuje (hmm, nieładne słowo) znad Krakowa to
całe dziadostwo smogiem zwane, dzięki czemu można oddychać pełną piersią i bez
pośrednictwa bojowej maski przeciwgazowej. Prawdę mówiąc, nie planowałem
dzisiaj przejażdżki, bo nawał pracy zdawał się wykluczać taką możliwość, ale
utknąwszy około godziny siedemnastej w meandrach kodu źródłowego, stwierdziłem,
że nic tak nie odświeży ciała i umysłu, jak mały rowerowy wypad w wietrzne
klimaty Grodu Kraka.
Jako się rzekło, przejażdżka skromną być miała i taka właśnie była.
Pokręciłem się trochę po mieście, zaglądnąłem tu i tam, dałem się porwać
wiatrowi, by za chwilę walczyć z jego oporem. Odprężyłem się, wypocząłem, nabrałem
świeżych sił i dopiero potem wróciłem do domu, aby na powrót ulec magii podróży
do cyfrowego świata bitów i bajtów.
Kościół oo. Bernardynów.