A potem wracam
Listopadowe popołudnie.
Wczesny zmrok potęgowany ciemnymi chmurami. Niedawno przestał padać deszcz.
Jest mokro. Wiatr zrywa ostatnie liście z drzew. Oto nadszedł najsmutniejszy, najbardziej
szary czas jesieni. Nie siedzę w domu, nie czekam aż zimna ciemność wpełznie
przez okna, by zawładnąć moim jestestwem. Wyruszam jej naprzeciw, wgryzam się w
odmęty huraganu, niczym husaria w zwarte szeregi wroga. A potem wracam. Zwycięski,
uśmiechnięty, niesiony porywami wiatru i pieśnią szumu spadających liści.
Skałka pośród morza ciemności.