Biało czerwone odcienie szarości
Odkąd sięgam pamięcią, my Polacy kochaliśmy obchodzić rocznice
tragicznych wydarzeń, pielęgnując w ten sposób mit ojczyzny jako „Chrystusa
Narodów”. Wybuch wojny, wkroczenie Sowietów, Powstanie Warszawskie, zbrodnia
katyńska, śmierć Jana Pawła II, a ostatnio oczywiście katastrofa smoleńska,
chociaż niektórzy wolą użyć słowa „zbrodnia” lub „zamach”. Święta radosne były
jakby mniej istotne, wszakże grymas bólu i cierpienia jakby bardziej pasował do
naszych twarzy. Od lat próbujemy coś z tym zrobić, ale czas jednego pokolenia
to zbyt mało, aby zmienić głęboko zakorzenione przyzwyczajenia. A i los nam nie
sprzyja, bo przecież najważniejsza z ważnych i najradośniejsza z radosnych
rocznic, czyli Dzień Niepodległości, przypada – o zgrozo – w listopadzie!
Słońca w tym czasie jak na lekarstwo, ciepłe dni dawno minęły, wszędy szarość, poranne
mgły i nawet – jak w piosence – „(…) drzewa pogubiły liście na wczesne mrozu
przyjście”. W oczach mijanych ludzi częściej widać matowe barwy jesiennej
depresji, niźli blask świątecznej radości.
Nie inaczej było dzisiaj, bo zmiany klimatyczne, o których „trąbią”
tzw. ekologowie, a w które nie do końca wierzę, czując w tym jakiś podstępny
plan wyłudzenia kasy, nie są aż tak wielkie, aby zrobić z listopada lipiec,
albo przynajmniej maj. Było więc szaro, a nawet bardzo szaro. Chmury nad
Krakowem odbierały nadzieję na zmianę tego stanu rzeczy, a wręcz zdawały się
gwarantować, że do ogólnego smutku pogodowego, dorzucą jeszcze to i owo, czyli
najpewniej deszcz. Wiatr też na wiele sobie pozwalał, dokładając jeszcze jedną
cegiełkę do obrazu szarugi. Jedynym pozytywem w tym całym negatywie była
temperatura – nadzwyczaj przyjemna i podtrzymująca wątłą nić nadziei, że jeszcze
będzie przepięknie.
Nie bacząc na szarość i wilgoć, wskoczyłem na rower i
ruszyłem przed siebie, aby świętować. Dobrze się czułem na spokojnych, pustych
ulicach, w otoczeniu flag miotanych porywami wiatru. W monochromatycznym
obrazie świata, biel i czerwień zdominowały pierwszy plan, ukrywając za
kulisami nawet kaprysy listopadowej pogody. Jechałem przed siebie, ciesząc się
każdą chwilą i każdym mijanym miejscem. I nawet cieszyłem się szarością, bo szarość
w Niepodległej ma kolorowe barwy wolności.
Szare barwy jesieni.