Nasz smog powszedni
„Zaleca się ograniczenie aktywności fizycznej na otwartej
przestrzeni, a zwłaszcza biegania oraz jazdy na rowerze”.
To nie jest ponury, listopadowy żart, ale smutna krakowska
rzeczywistość. Za ponad tysiącem lat historii, za fasadą odrestaurowanych
zabytków, za milionami turystów, kryje się „trup w szafie” w postaci fatalnego
powietrza. Nawiasem mówiąc, prawdziwy trup w prawdziwej szafie byłby mniej
kłopotliwy, bo w końcu rozłożyłby się do reszty i po kłopocie. A tymczasem smog
wraca z regularnością szwajcarskiego chronometru i w przeciwieństwie do
wawelskiego smoka, nie zadowoli się byle dziewicą. Urzędnicy oczywiście
wiedzieli, i to już cztery dni temu, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej, ale
nic nie powiedzieli, bo pewnie obawiali się, że ktoś może wpaść na szaleńczy
pomysł ograniczeniu ruchu samochodowego, a wtedy oni musieliby przyjechać do Ratusza
autobusem, tramwajem, a może nawet – strach pomyśleć – na rowerze. Brrr…
Okropność… Na rowerze?!
Ja oczywiście, jako Polak z krwi i kości, czyli wszystkowiedzący i
nie słuchający zaleceń i ostrzeżeń, nie wytrzymałem, nie poczekałem na „wiatr,
co rozgoni ciemne, skłębione zasłony” i wybrałem się na przejażdżkę, solennie sobie
obiecując, że owszem, będę oddychał, ale nie będę się zaciągał. Aby uniknąć
nadmiernej wentylacji, wybrałem idealnie płaską trasę, którą pokonywałem z dostojną
prędkością, odpowiadającą powadze chwili. Nie było to zresztą trudne, bo
koalicja mgły i smogu, czyli z angielska „Fog and Smog”, niepodzielnie
rządziła, będąc miejscami tak gęstą i nieprzejrzystą, że tylko jakiś desperat
niesiony podmuchem „boskiego wiatru”, byłby w stanie szybko się poruszać. Przedefilowałem
więc przez Rybitwy, pokonując wcześniej tor przeszkód pomiędzy samochodami,
kierowcy których, jak było widać, słychać, a przede wszystkim czuć, apel
prezydenta miasta, aby zostawić samochody w domu, mieli tam, gdzie ja miałem cienką
warstwę kremu zapobiegającego odparzeniom. Następnie pojechałem wzdłuż Wisły do
ulicy Mirowskiej, a potem przejechałem na drugi brzeg i wróciłem do miasta i do
domu.
A tak na marginesie. Po drodze wpadłem na genialny
sposób rozwiązania problemu smogu w Krakowie. Wystarczy zatrudnić kilku
specjalistów z Volkswagena, a wskaźniki zanieczyszczeń od razu się poprawią!
(…) i odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce, choć dla serca nieszczególne tu powietrze (…)