Wilgotna puszcza
W poszukiwaniu jesiennych barw, wybrałem się dzisiaj do Puszczy
Niepołomickiej. Niebo było mocno zachmurzone, zanosiło się na deszcz, a więc
kolejny raz wybrałem mój drugi, przeznaczony na trudne warunki, rower. Czy
jeszcze zaliczę w tym roku przejażdżkę na mojej szosówce? Rok temu jeździłem na
niej aż do końca listopada i teraz też mógłbym, ale umówmy się, że cienkie
szosowe opony nie są stworzone do jazdy po wodzie i błocie, a po przejechaniu
kilkudziesięciu kilometrów w takich warunkach, nie wygląda się najlepiej, że nie
wspomnę o rowerze. Niejako potwierdzeniem tych słów było spotkanie z
rowerzystą, który właśnie wyjeżdżał z puszczy, zanim ja się w nią zagłębiłem.
Widząc mnie, powiedział, że w lesie jest mokro. Spojrzałem na jego umorusaną
twarz i na zabłocony rower, a potem rzuciłem okiem na swoją, wyposażoną w pełne
błotniki, zimową maszynę i uśmiechając się odpowiedziałem – dam radę! Wiem, że
niektórzy uważają, iż błotniki w rowerze to obciach, ale ja osobiście wolę
wrócić do domu w swojej normalnej postaci, a nie w formie błotnego odlewu. No i
wcale nie uśmiecha mi się mycie roweru po każdej przejażdżce.
W puszczy okazało się, że nie znajdę żywych i pięknych
kolorów, bo brakowało najważniejszego ich składnika – słonecznego światła.
Dokoła królował przygaszony blask dnia. Jechałem po wilgotnej drodze, tu i
ówdzie gęsto pokrytej złotymi liśćmi, które przygnał w to miejsce chłodny
wiatr. Zbliżał się wieczór. Temperatura spadła, a wilgoć stała się bardziej
namacalna. Pożegnałem więc puszczę i skierowałem się w stronę królewskiego
miasta. Wkrótce zapadł zmierzch, a mnie otoczyły cienie, kreowane blaskiem
samochodowych reflektorów. Towarzyszyły mi do samego domu.
Jesień w Puszczy Niepołomickiej.