Murphy zawiódł
Kierowcy samochodów dobrze znają prostą zasadę, będącą
odpowiednikiem praw Murphy’ego, przeniesionych w świat motoryzacji – gdy
umyjesz auto, to z pewnością spadnie deszcz. Niejeden raz udało mi się
potwierdzić brutalną słuszność owego twierdzenia w odniesieniu do rowerów. A
ponieważ wczoraj dokładnie wypucowałem mój sprzęt, byłem pewien, że dzisiaj suchym
kołem do domu nie wrócę.
Z racji pracy zdalnej, mogłem świadomie i dobrowolnie zdecydować
się na dłuższą przejażdżkę, niż mam to zwyczaj czynić w jesienny dzień
powszedni. Pojechałem więc w kierunku Bochni, bo chociaż wschodnie trasy
przemierzam dosyć często, to do tego małopolskiego miasta rzadko zaglądam.
Świeciło słońce, a niebo było błękitne, co zdawało się zadawać kłam temu, co
napisałem powyżej. Było też niestety zimno i na dodatek wiał silny,
północno-wschodni wiatr, który dodatkowo potęgował uczucie chłodu. Jak dobrze,
że pod kask założyłem czapeczkę, która doskonale chroniła moje uszy. Nie
marzłem więc, a jedyne, co mnie lekko frustrowało, to konieczność wkładania
dużej siły w pedałowanie, przy jednoczesnym, skromnym wpływie tegoż działania
na prędkość jazdy.
W Bochni skończyły się problemy z wiatrem, bo zmieniłem kierunek
jazdy. Jadąc na południe zauważyłem jednak, że błękitne wcześniej niebo,
zaczyna zasnuwać się gęstymi chmurami, co sugerowało, że mogłem mieć rację,
spodziewając się deszczu. Nie myślałem jednak o tym, ciesząc się jazdą, która z
wiatrem stała się o wiele przyjemniejsza. Przejechałem przez centrum miasta,
mijając dziesiątki plakatów wyborczych, które w zdecydowanej większości
dotyczyły kandydatów partii, która po dojściu do władzy, zabroni zapewne jazdy
na rowerze, bo jak by nie spojrzeć, wprawianie roweru w ruch wymaga bycia w
zażyłej relacji z dwoma pedałami.
Z Bochni skierowałem się do Łapczycy. Poruszałem się oczywiście po
Górnym Gościńcu. Dlaczego „oczywiście”? Ano dlatego, że już kiedyś wspomniałem,
iż urokliwa to trasa i warto pojechać właśnie tamtędy. Niestety chmury, które
całkowicie zasłoniły horyzont, odbierając nadzieję na piękny zachód słońca,
popsuły dzisiaj walory widokowe. W Chełmie dotarłem do głównej drogi i
skręciłem w stronę Krakowa. Wkrótce dopadł mnie zmierzch, więc włączyłem
oświetlenie, a okulary przeciwsłoneczne, które z braku słońca, i tak nie na
wiele się zdały, powędrowały na drugą stronę głowy. Początkowo zamierzałem cały
czas jechać drogą 94, ale w Brzeziu zmieniłem zdanie, skręciłem na północ,
wybierając powrót do domu przez Staniątki i Węgrzce Wielkie.
Deszcz nie spadł. Murphy zawiódł. I bardzo dobrze…