Dziś zgubiłem radość
Dzisiaj wpadłem na pomysł, aby przygotować sobie „gotowca”, czyli
trasę, którą mógłbym uwzględnić w katalogu moich typowych szlaków rowerowych, o
którym ostatnio wspominałem, o ile oczywiście takowy miałby w ogóle powstać.
Założenia były takie, że dystans musi wynosić 100 kilometrów, profil powinien
być zróżnicowany, danym odcinkiem drogi mogę poruszać się tylko jeden raz, a
trasa nie powinna krzyżować się z już przejechanymi fragmentami. Ot po prostu
pętla.
Rozpocząłem na ulicy Kosocickiej. Potem przejechałem przez
Hallera, Osterwy, Drogę Rokadową i dotarłem do Kuryłowicza. Pojechałem do
Wieliczki. Tam zaliczyłem podjazd do Grabówek i Sierczy, skąd pojechałem do
Rożnowej. Drogą 964 dotarłem do Dobczyc, przejechałem przez centrum, a później
przejechałem przez Stadniki i pojawiłem się w Gdowie. Licznik wskazywał 40
kilometrów, a więc musiałem tak kombinować, aby zaliczyć jeszcze 60. Z Gdowa
przez Liplas dojechałem do Niegowici, a stamtąd pojechałem do Cichawy i dalej
do Książnic. Za mostem na Rabie skręciłem na północ i wkrótce dotarłem do drogi
94. Brakowało jeszcze 42 kilometrów, a więc nie mogłem wracać najkrótszą drogą.
W Grodkowicach skręciłem w stronę Targowiska i dojechałem do Kłaja. Stamtąd pojechałem
do Niepołomic w okolice mostu na Wiśle. Potem przejechałem przez centrum miasta
i drogą 964 skierowałem się w stronę Wieliczki.
Szło dobrze, noga podawała, humor dopisywał. Niestety w
Staniątkach przyszło mi przejechać obok miejsca, w którym zdarzył się tragiczny
wypadek – prawdopodobnie doszło do śmiertelnego potrącenia. Spoza osłony
rozłożonej przez strażaków, odgradzającej ofiarę od żenująco ciekawskiego
wzroku gapiów, wychodził właśnie ksiądz. Ta przygnębiająca scena sprawiła, że w
jednej chwili „siadł” mi nastrój. Sporadyczne krople spadające z zachmurzonego
nieba, odległa poświata zachodzącego słońca i wieczorna cisza wprowadziły mnie
w stan zamyślenia nad kruchością życia.
Pozostało jeszcze ostatnie 15 kilometrów. Pokonałem
je, jadąc przez Węgrzce Wielkie i Czarnochowice. Na koniec przejechałem przez
ulice Ks. Łaczka i Małą Górę i znów byłem na Kosocickiej. Zrobiłem pętlę,
zaliczyłem stówę, ale dzisiaj wcale mnie to nie cieszy.