Spokojnie przed zmierzchem
Mniej więcej w środku
tygodnia organizm zaczyna się buntować i przemawia do rozsądku mniej więcej
tymi słowami: „Słuchaj chłopie. Musisz się zdecydować. Albo jesteś rannym
ptaszkiem, albo nocnym markiem”. Inaczej rzecz ujmując, deficyt snu daje o
sobie znać i tak będzie aż do soboty. To oczywiście musi mieć wpływ na
kondycję, więc trudniejsze przejażdżki planuję na weekend lub na początek
tygodnia. Dzisiaj miało być więc łatwo, spokojnie, bez nadmiernego wysiłku. Nie
miałem jednak żadnego pomysłu, dokąd i którędy mam pojechać. A więc znów, może
nie wielka, ale jednak improwizacja. Początek był faktycznie łatwy: Czarnochowice,
Kokotów, Brzegi, Grabie, Niepołomice, Stanisławice, Damienice, Proszówki. Nie
licząc kilku „zmarszczek”, była to zdecydowanie płaska trasa. Dość rutynowa, bo
z wyjątkiem kilku kilometrów w Puszczy Niepołomickiej, poruszałem się doskonale
mi znanymi drogami. Potem pojechałem do Bochni. Tam skończyły się monotonne,
płaskie krajobrazy. Jadąc po pagórkach, dotarłem do Chełmu, zjechałem do drogi
94, którą poruszałem się aż do Zagórza. Tam rozpocząłem ostatnią część
wycieczki, która zarazem była najmniej ciekawa, bo ileż razy można jechać przez
Staniątki, Podłęże, Zakrzów i Węgrzce Wielkie. Taki już urok wycieczek
rozpoczynanych pod domem, które również tam kończyć się mają… Ale i tak było
fajnie. Jak zawsze, zresztą.