Pod wiatr, bez kalorii
Miałem kilka pomysłów na
dzisiejszą przejażdżkę. Jeden z nich miał być kontynuacją wczorajszego,
historycznego wątku, ale rano nie czułem się najlepiej i nie chciałem ryzykować
długiej jazdy. Postanowiłem zatem zaliczyć dość łatwą trasę. Nie przewidziałem
jednak, że pogoda skutecznie zmieni status „łatwy” na „męczący”, a wszystko z
powodu wiatru. Co prawda od czasu powrotu znad polskiego morza przestałem
narzekać na wiatr, ale ten dzisiejszy był naprawdę solidny. Jechałem w stronę
Nowego Brzeska, poruszałem się po idealnie równej nawierzchni, a miejscami
prędkość spadała do jakichś 20 km/h. Trochę oddechu złapałem jadąc do Ispiny,
ale potem znów skierowałem się na wschód, więc cała zabawa zaczęła się od
początku. W Świniarach skręciłem na południe. Tam mogłem ocenić faktyczną moc wiatru.
Od czasu do czasu byłem niemalże spychany z drogi przez silne porywy. Dopiero w
Mikluszowicach, gdy wjechałem do Puszczy Niepołomickiej, mogłem odetchnąć z
ulgą. Sześćdziesięciokilometrowa walka z pogodowymi przeciwnościami w
połączeniu z niezbyt kalorycznym śniadaniem zrobiły jednak swoje. Byłem po
prostu zmęczony. Energia zawarta w batonikach nie starczyła na długo i dziesięć
kilometrów przed domem osiągnąłem stan lekkiego „odcięcia”. Ostatni fragment
trasy przejechałem więc bardzo spokojnie.