Z historią w tle
Opisy wycieczek czasem przychodzą łatwo, a czasem rodzą się w bólach.
Bywa, że opisuję dokładnie całą trasę, ale zdarza się też, że próżno znaleźć
choćby jedno słowo na temat mijanych miejsc. Jadąc dzisiaj, zastanawiałem się,
o czym napiszę po powrocie. I gdy miałem już wykrystalizowany pomysł, gdy słowa
w myślach spontanicznie ułożyły się w zdania, zobaczyłem skromny brzozowy krzyż…
Kilka razy przejeżdżałem obok. Czasem nawet odwracałem wzrok i
zastanawiałem się, co to za miejsce, co się tutaj wydarzyło? Jednak nigdy nie stanąłem,
nie zsiadłem z roweru, nie sprawdziłem. Nigdy. Do dzisiaj. Symbol Polski
Walczącej sprawił, że zatrzymałem się. A może to mój śp. tato, żołnierz Armii
Krajowej, szepnął mi do ucha – synu, stań. Skraj lasu tuż za Łapanowem. Prosty
kamień, skromny krzyż, a na nim zdjęcie jakiegoś mężczyzny w mundurze. I
podpis. Kapitan Jan Dubaniowski „Salwa”. Kim był? Z kim walczył? Czy tutaj
spoczywa? A może tutaj zginął? Nadaremno szukam wzrokiem jakiejś tablicy z
informacją. Znajduję jedynie puste miejsce na granitowej płycie. Nic więcej.
Jeszcze jedno historyczne miejsce zagubione pośród małopolskich wzgórz. Robię
zdjęcia i jadę dalej. Sprawdzę w domu. Przemierzę wirtualne szlaki
niezmierzonych zasobów sieci w poszukiwaniu historii tego miejsca.
Jan Dubaniowski ps. „Salwa”, rocznik 1912, był jednym
z wielu, którzy po II Wojnie Światowej nie potrafili pogodzić się z
„porządkiem” narzuconym przez komunistyczne władze. Nie złożył broni, nie
zamierzał chylić czoła przed zdrajcami prawdziwej Polski, pachołkami sowieckiej
swołoczy. Zorganizowany przez niego oddział partyzancki tropił i likwidował
konfidentów, funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, komendantów Milicji
Obywatelskiej. Miejsce, które odkryłem, było sceną właśnie jednej z takich
akcji. 31 marca 1946 roku wracali tędy z propagandowego wiecu przedstawiciele
bocheńskiej milicji, Urzędu Bezpieczeństwa oraz ważni działacze PPR. Tuż za
mostem na Stradomce partyzanci urządzili zasadzkę. W strzelaninie zginęło około
dziesięciu zdrajców, a przynajmniej drugie tyle odniosło ciężkie rany. Żołnierze
„Salwy” nie ponieśli strat. Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo. Represje wobec
miejscowej ludności, rosnąca w siłę komunistyczna władza, zwiększająca się liczba
konfidentów i prowokatorów przenikających w struktury coraz słabszego
podziemia, zrobiła swoje. Nic nie mogło powstrzymać nieuchronnego biegu
tragicznej historii Rzeczypospolitej. W starciach ginęli kolejni niepokorni, a wobec
tych, których schwytano zapadały wyroki śmierci. 27 września 1947 zginął także
kapitan Jan Dubaniowski „Salwa” – jeden z wielu bohaterów, dzięki którym mogę
dzisiaj przemierzać drogi pięknego, wolnego, niepodległego nadwiślańskiego
kraju, mojej Polski.
Miejsca zasadzki z 31 marca 1946 roku.