Piękne zrobiło się lato
No i piękne zrobiło się lato. Tak uważam, chociaż stawia przed
rowerzystą trudne wyzwania. Jednak daleki jestem od artykułowania narzekań,
które słyszy się zewsząd, że za gorąco, że susza, że dramat, że oddychać się
nie da. Jak zwykle ujawnia się malkontencka strona natury moich rodaków. Gdy w
zimie jest mróz, lamentują, że zimno. Gdy w lecie jest upał, płaczą, że gorąco.
A przecież tak właśnie powinno być – w zimie zimno, w lecie gorąco. Przytaczane
wielokrotnie przeze mnie prawidło, mówiące, że „nie ma złej pogody, jest tylko
złe ubranie”, po małej korekcie, pasuje jak ulał także do lata. Skąpy ubiór,
ochrona głowy, uzupełnione o butelkę wody mineralnej – to właśnie wspomniana
korekta – i można szaleć. W granicach rozsądku, rzecz jasna.
Te granice podpowiedziały mi, że na wszelki wypadek powinienem
zabrać dzisiaj dodatkowy, półlitrowy zapas wody na tzw. czarną godzinę.
Sugerowały także, że winienem darować sobie podbijanie statystyk pokonanego dystansu
i przebywać na dworze/dworzu/zewnątrz/polu (niepotrzebne skreślić) krócej niż
zwykle. Co prawda, kolarze startujący w tegorocznym Tour de Pologne musieli przejechać
w tych warunkach grubo ponad 200 km i w dodatku po górach, ale oni mają wsparcie cysterny izotoników i
tira wypchanego batonami energetycznymi, tudzież lekarzy i masażystów. A mnie
na trasie co najwyżej psy gonią i raczej nie uznałbym tego za wsparcie.
Zastosowałem się więc do tych „mądrości” i nie uciekłem daleko z
miasta. Ba, w zasadzie to prawie w ogóle nie wyjechałem z Krakowa, chociaż
starałem się poruszać po rzadziej uczęszczanych szlakach, bo wdychanie mieszanki
gorącego powietrza ze spalinami do szczególnie przyjemnych doznań nie należy.
No i było fajnie, choć faktycznie gorąco. A awaryjna butelka wody wróciła w
stanie nienaruszonym, co oznacza, że można było „dokręcić” jeszcze parę
kilometrów. Pod domem spotkałem sąsiada, który całkiem poważnie zapytał, jak
daję radę w taki upał, bo on ledwo chodzi, a ja przecież jeżdżę. To proste –
odparłem – jak jadę, to chłodzi mnie pęd powietrza, więc drogi sąsiedzie,
lepiej jeździć niż chodzić. Zaśmiał się, ale jednocześnie spojrzał na mnie
wzrokiem pełnym politowania, wyrażającym przekonanie, iż pewnie słoneczny udar
sprawił, że gadam od rzeczy. A ja przecież całkiem na poważnie…
A poniższe zdjęcie jest z wczoraj. Takie „miłe”
chmurki nadciągnęły nad moje okolice. Dzisiaj spodziewałem się powtórki z
rozrywki, ale tym razem było spokojnie i… gorąco. Piękne zrobiło się lato.
Wczoraj, przed burzą.