Znów w pętli
Prognoza pogody na AccuWeather.com lub na meteo.pl nie
pozostawiała złudzeń. Po siedemnastej miało zacząć padać. Co prawda nigdy nie
wierzyłem w skuteczność meteorologii, uważając ją raczej za dział wróżbiarstwa
niż poważną dziedzinę wiedzy, ale prognoza ustalona na kilka godzin wcześniej
zazwyczaj się sprawdza. Nie zdecydowałem się więc na dłuższy i dalszy wypad,
ale wiedziony rowerowym głodem, który domagał się natychmiastowego
zaspokojenia, wybrałem się na położoną nieopodal miejsca zamieszkania, 9-cio
kilometrową trasę. To rzecz jasna dramatycznie mało, więc zamierzałem pokonać
ją wielokrotnie, aż do pierwszych kropel deszczu. Wcale nie było łatwo, bo wiał
wiatr. I to nie byle jaki, ale naprawdę solidny. Jadąc na zachód, czułem się
tak, jakbym pokonywał długi podjazd. Na szczęście jazda w kółko ma tę zaletę,
że raz wieje w twarz, a raz w plecy, więc nie narzekałem. Deszcz zaczął padać,
gdy przejechałem sześć pełnych okrążeń. Wróciłem więc grzecznie do domu, choć
mego głodu rowerowego do końca nie zaspokoiłem.