Mierzeń
Korzystając ze wspaniałej pogody, „uciekłem” dzisiaj w moje
ulubione pagórkowato-górzyste klimaty. Przejażdżkę rozpocząłem od dojazdu do mostu
na Rabie, na drodze numer 94 w okolicach Łapczycy. Oczywiście nie jechałem
główną drogą, ale różnymi, mało uczęszczanymi, bocznymi szlakami. Później skręciłem
na południe i mając przed sobą widok gór, a wokół siebie bujną zieleń,
podążałem w stronę wsi Ubrzeź. To dość łatwy fragment trasy, bo droga miast
piąć się na liczne wzgórza, wiła się malowniczo pomiędzy nimi, nie dając
przyzwolenia monotonii i rutynie. W Ubrzeziu dotarłem do drogi 966, skręciłem
na zachód i po chwili byłem już w Łapanowie. Tam skręciłem w stronę Raciechowic,
rozpoczynając w ten sposób pokonywanie najciekawszego fragmentu trasy. Droga
zaczęła piąć się w górę, a na idealnie gładkim asfalcie pojawiły się dopingujące
hasła. Zorientowałem się, że zupełnie nieświadomie wybrałem szlak, który
częściowo pokrywa się z trasą jednego z etapów tegorocznego Małopolskiego Wyścigu
Górskiego. Alpe d’Huez to może nie był, ale świadomość, że poruszam się tam,
gdzie niedawno ścigali się profesjonaliści, wyzwoliła we mnie dodatkową dawkę
adrenaliny. Dojechałem do wsi Mierzeń, gdzie zaliczyłem szybki zjazd w stronę
Stadnik. Skręciłem w stronę Dobczyc i mogłem nieco odpocząć na płaskim odcinku,
przygotowując się do pokonania kolejnych wzniesień. A te czekały na mnie na
północ od Dobczyc, na drodze 964, którą dojechałem do Koźmic Małych. Tam
kolejny raz pojechałem na zachód, aby przez Gorzków dotrzeć do Świątnik
Górnych. Moja popołudniowo-wieczorna przygoda powoli dobiegała końca. Jeszcze
tylko kilkanaście kilometrów, kilka większych i kilka mniejszych pagórków, widok
słońca chylącego się ku zachodowi, lekkie powiewy ciepłego wiatru i byłem w
domu.
Rzut
oka na południe