Powtarzalnie
Dzisiaj cierpliwie czekałem, aż przestanie padać i w końcu
doczekałem się, ale dopiero wieczorem. Było już trochę za późno, aby zaliczyć
jakiś poważny dystans, więc postanowiłem powielić sobotni pomysł i wielokrotnie
pokonać kilkukilometrową pętlę. „Kółko” miało tym razem siedem kilometrów z
groszami, znajdowało się niedaleko domu i składało się z ulic: Mała Góra,
Bieżanowska, Sucharskiego, Potrzask, Stolarza, Bogucicka, Ślósarczyka (tak,
tak, tam ma być „ó”) i Nad Serafą. Profil miał drugorzędne znaczenie i nie
wymagał specjalnego wysiłku – raptem dwa, krótkie, sztywne podjazdy, a poza tym
z góry, płasko, lub lekko pod górę. Jednym słowem – rekreacja. Ja jednak starałem
się jechać tak, aby poczuć w mięśniach, że jestem główną siłą napędzającą
rower. Zaliczyłem w sumie sześć pełnych okrążeń i wcale mi się nie nudziło,
chociaż w prawie każdym innym aspekcie życia nie lubię powtarzalności. A do
domu wróciłem, jakże by inaczej, nieco okrężną drogą, aby „dobić” do
pięćdziesiątki.