Ojciec dwudziestolatki
Czy ten czas nie mógłby biec wolniej? Moja córka, którą jeszcze
tak niedawno odprowadzałem do przedszkola, kończy dzisiaj 20 lat. Taka
sytuacja… To oczywiście prowokuje do refleksji, której owocem jest mało
optymistyczna myśl, że choć młodość jest stanem umysłu, to pewnych fizycznych
ograniczeń nie da się już pokonać. Drugim skutkiem dzisiejszej rocznicy było
sięgnięcie do głębokich obszarów umysłu i przypomnienie sobie, jak wyglądała
moja „dwudziestka”. Otóż, w ogóle nie wyglądała, bo zawsze byłem mało
imprezowy, a nad świętowanie urodzin zawsze przedkładałem jakąś pasję. Wtedy to
była elektronika, ale już kilka miesięcy później kupiłem pierwszy komputer i nic
już nie było takie samo…
Z tymi i innymi myślami wyruszałem dzisiaj na trasę, której celem
były rejony położone na północ od Krakowa. Pogoda była idealna na rower. Nie za
zimno, nie za ciepło, po prostu w sam raz. Jechałem głównie po znanych mi
drogach, ale kilka nowych szlaków udało mi się odkryć. Jednym z nich jest
droga, a w zasadzie ulica prowadząca z Zielonek w kierunku fortu Pękowice. Początkowo
jest zupełnie spokojnie, ale po około 1500 metrach, dojeżdżając do zakrętu,
zauważyłem, że chodnik przybiera postać schodów, co zwiastowało niezłą zabawę.
I faktycznie tak było. Średnie nachylenie kolejnych trzystu metrów to prawie
10%. A poza tym było cicho, spokojnie, no i trochę nostalgicznie. Ale to się
czasem zdarza ojcu dwudziestoletniej córki. Ten typ tak już ma...