Bochnia i Łapczyca
Dokąd mam pojechać na pierwszą czerwcową przejażdżkę w to upalne
popołudnie? Zadawałem sobie to pytanie przez całą powrotną drogę z pracy do
domu. Toż to właśnie zaczyna się długi weekend, a więc czas zainicjować go
rowerowym akcentem. W głowie panowała pustka, bo jeśli od kilku lat przemierza
się okoliczne drogi, to trudno znaleźć miejsca, w których się jeszcze nie było.
Na szczęście są takie, w których bywam rzadko i na poszukiwaniu takich skupiły
się moje poszukiwania. Po długim namyśle postanowiłem, że wybiorę się do
Bochni. Żeby jednak nie było zbyt krótko, zamierzałem dotrzeć tam nieco okrężną
drogą i zaliczyć po drodze (który to już raz?) Puszczę Niepołomicką. Leśna
runda miała zresztą sens, bo dawała nadzieję na schłodzenie rozgrzanego słońcem
i wysiłkiem organizmu. Do Bochni wjechałem od Proszówek. Dojechałem do rynku.
Nie byłem w tym miejscu od wielu, wielu lat, więc zatrzymałem się na chwilę.
Rozejrzałem się dokoła, ale muszę przyznać, że nie byłem specjalnie zauroczony.
Odniosłem wrażenie, że miasto jest trochę zaniedbane, że nie widać w nim ręki
dobrego gospodarza. A może to tylko subiektywna ocena?
Z Bochni pojechałem do Łapczycy i dalej w kierunku Raby, ale nie
drogą krajową 94, lecz szlakiem wiodącym po wzgórzach leżących na północ od
niej. To urokliwa trasa, biegnąca to w dół, to w górę. Odkryłem przy niej
zabytkowy, gotycki kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Z
reguły nie omijam takich miejsc, więc także tam zatrzymałem się na chwilę, aby
zrobić kilka zdjęć do kolekcji rowerowych wspomnień. W pobliżu Raby zjechałem
do drogi 94. Przejechałem na drugi brzeg i wkrótce potem skręciłem do
Targowiska. Droga powrotna wiodła doskonale mi znanymi drogami przez Gruszki,
Staniątki, Podłęże, Zakrzów i Węgrzce Wielkie.
Bocheński rynek. Szału nie ma. Szkoda…
Kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Marii Panny w
Łapczycy
Ja jestem światłością świata…