Popołudniowe odkrywanie
Po wczorajszym tourze, którego trasa wiodła przez malownicze
okolice Jury Krakowsko-Częstochowskiej, dzisiaj zamierzałem odpocząć. Od razu
jednak wyjaśniam, że miałem na myśli wyłącznie rowerową odmianę wypoczynku,
czyli niezbyt długą i niespecjalnie wymagającą przejażdżkę. Początkowo
zamierzałem pojechać w kierunku Puszczy Niepołomickiej, czyli w jedyne rejony w
okolicach Krakowa, które pozbawione są większych wzniesień. Jednak się
rozmyśliłem. Wycieczka rowerowa nie jest beznamiętnym pedałowaniem, ale
niemalże doznaniem duchowym, które wymaga stosownej oprawy, właściwej
scenografii. W okolicach Niepołomic bywałem ostatnio nader często, ale przecież
są takie miejsca, w dodatku niezbyt odległe, których jeszcze nie odwiedziłem na
rowerze.
Na początku, w ramach rozgrzewki pojechałem do
Węgrzców Wielkich. Potem przejechałem przez Ochmanów i dojechałem do Bodzanowa.
Kolejną miejscowością po drodze był Słomiróg, ale żeby tam dotrzeć, musiałem
najpierw wspiąć się kilkadziesiąt metrów w górę na stosunkowo krótkim odcinku
drogi. Byłem ciekaw, jak sobie poradzę w kontekście trudów wczorajszej
eskapady. Poszło jednak całkiem sprawnie. W Zagórzu przejechałem na drugą
stronę drogi krajowej 94. Tutaj nadal dominowały pagórkowate krajobrazy.
Przejechałem przez Suchorabę, Zborczyce, Cichawę, a w Książnicach skręciłem w
stronę Bochni. Jechałem teraz drogą 967, ale w Gierczycach skręciłem na
południe w rejony, których jeszcze nigdy nie eksplorowałem. Muszę przyznać, że
zupełnie nieświadomie zafundowałem sobie dość wymagającą przejażdżkę. Drogą
pięła się w górę i choć miałem dość energii, aby w miarę spokojnie wyjechać na
szczyt wzgórza, to jednak czułem w mięśniach trudy wczorajszego dnia. Nagrodą
za wysiłek był szybki zjazd do wsi Zawada, gdzie zawróciłem na zachód. I znów
przyszło mi poznać wspaniały szlak, ukryty pośród cudownie zielonych,
małopolskich wzgórz, w okolicach tętniących magią wiosny w pełnym rozkwicie. Ów
magiczny klimat skończył się w Nieznanowicach, gdzie ponownie pojawiłem się na
drodze 967, by wkrótce skręcić w stronę Niegowici. Byłem więc w znanych sobie miejscach
i powoli zbliżałem się do Krakowa. Gdy podjeżdżałem pod dom, był już wieczór,
choć zasłonięte przez chmury słońce sprawiało wrażenie, jakby zapadał już
zmrok.