Nie liczę godzin
Praca zdalna to bardzo fajny wynalazek, zwłaszcza wówczas, gdy
planuje się popołudniową przejażdżkę. Nie trzeba tracić czasu na dojazd do
pracy, więc otrzymujemy gratis trochę więcej snu. Popołudniowy powrót do domu
też nie jest problemem. Wystarczy zamknąć notebooka i już. Jeszcze tylko
krótkie przygotowania i można jechać. Pojechałem więc…
A na trasie znów wiało. Powoli zaczynam przyzwyczajać
się do myśli, że to stan permanentny. A jeśli jeszcze sprawdzą się prognozy
amerykańskich meteorologów, wieszczące mokrą wiosnę i lato, to będzie całkiem „wesoło”.
Dzisiaj jednak nie zawracałem sobie tym głowy, bo głowa była już „zawrócona”
czymś innym. Czasem tak mam, że jadąc na rowerze jestem zamyślony, ukryty
gdzieś w innym świecie, obecny w rzeczywistości tylko na tyle, aby bezpiecznie
poruszać się wśród samochodów. Nie liczę wtedy czasu, nie patrzę na licznik.
Jadę przed siebie, ciesząc się chwilą i słysząc gdzieś w oddali słowa starej
piosenki „nie liczę godzin i lat, to życie mija, nie ja”…