Wielka Sobota aktywnie
Sprawdziwszy wczoraj walkę z przeciwnościami natury w postaci
wiatru, postanowiłem zaliczyć przejażdżkę także w Wielką Sobotę. Podczas gdy
wszyscy zasuwali do pobliskiej świątyni, aby poświęcić jaja tudzież inny
pokarm, ja przygotowywałem się do wycieczki. Przy okazji przypomniało mi się dzieciństwo
i niepisana rodzinna tradycja, że pewna część święconki znikała cudownie
podczas powrotnej drogi do domu. A tak swoją drogą, to za „komuny”, czyli
wtedy, gdy niczego nie było, ludzie mieli na maksa wypasione koszyki. A teraz?
Spokojnie, skromnie, bez przesady.
Plan przejażdżki istniał w mej głowie i zakładał pewne trudności
na początek. Wybrałem się bowiem na nieodwiedzaną od kilku miesięcy ulicę
Gruszczyńskiego, która, jak wiadomo czytelnikom mojego bloga, kończy się
kilkunastoprocentowym podjazdem, pozwalającym określić stan swoich mięśni. Test
wypadł całkiem nieźle, bo przynajmniej połowę podjazdu pokonałem stojąc, a na
górze byłem jeszcze w stanie przypomnieć sobie, jak się nazywam i gdzie
mieszkam. Potem było już łatwiej. Zjazd do Myślenickiej, przejazd przez
Swoszowice, a później przez Kliny. Przejechałem przez Podgórki Tynieckie i
skierowałem się do Tyńca, ale nie przez las, lecz wcześniej dojechałem do ulicy
Tynieckiej. I tam właśnie spotkało mnie to, co oszczędzone mi było wczoraj,
czyli śnieg, a w zasadzie śnieżyca. Mocno zmrożone płatki śniegu smagały mnie
po twarzy. Dość mocno, bo akurat jechałem pod wiatr. Przeżyłem tę torturę z
uśmiechem na ustach, który mógł sprawić, że mijający mnie kierowcy mogli
pomyśleć, że oto mają do czynienia z wariatem. Tak na marginesie, to niektórzy
znajomi i część rodziny tak właśnie o mnie myśli. Dotarłem do Tyńca, a tam jak
za dotknięciem magicznej różdżki, śnieżyca skończyła się. Zawróciłem i wróciłem
do Krakowa tradycyjną, nadwiślańską trasą. A potem? A potem rutyna, czyli
Rybitwy i po kilku kilometrach dom.
I tak chyba skończyły się moje rowerowe święta. Wizyta
rodziny jutro i pojutrze skutecznie zatrzyma mnie w domu. Będę miał czas, aby
spokojnie zaplanować kolejne eskapady.