Mały dystans w Wielki Piątek
Gdy w wielkopiątkowy poranek spojrzałem na rosnący za oknem dąb,
wiedziałem już, że pogoda znacznie odbiega od tej wymarzonej. Spoza niemal
poziomo lecących kropel deszczu wyłaniał się obraz potężnego drzewa,
miotającego się bezładnie pod naporem wiatru. Zakapturzeni ludzie chyłkiem
przemykający pomiędzy bryłami domów, walczący z przeciwnościami sił przyrody,
nie sprawiali wrażenia szczęśliwych i zadowolonych z życia. Zdaje się, że ich
jedynym marzeniem było znaleźć się w domowym, przedświątecznym zaciszu. Podobno
nie ma złej pogody, lecz jest tylko złe ubranie, ale dzisiaj można nieco
zwątpić w to znane powiedzenie. Dokonałem więc szybkiej analizy. Kiepska
pogoda, konieczność walki z wiatrem, duża szansa na deszcz, deszcz ze śniegiem
lub śnieg. Ale przecież od prawie tygodnia nie jeździłem na rowerze. Ileż można
wytrzymać? Decyzja była szybsza niż porywy wiatru. Jadę!
Trzeba przyznać, że pod wiatr nie było łatwo. Już
dawno nie poruszałem się w takich warunkach. Na szczęście nie padało i póki co,
nic nie wskazywało, że zacznie padać. Nie zamierzałem jednak pokonywać długiego
dystansu. Rybitwy i nadwiślańskie bulwary były pierwszym celem. Ale potem
pomyślałem, że z okazji tego szczególnego dla wszystkich zachodnich chrześcijan
dnia, warto do tej walki z przeciwnościami aury dołożyć coś jeszcze.
Postanowiłem więc zwiększyć poziom umartwienia i nie bacząc na przeciwny wiatr,
zaliczyć podjazd ulicą św. Bronisławy w stronę Kopca Kościuszki. Jak
pomyślałem, tak uczyniłem. I wbrew pozorom zrobiłem to całkiem na poważnie, to
znaczy, potraktowałem dzisiejszą przejażdżkę jako swego rodzaju modlitwę i
rozważanie tego, co stało się w Jerozolimie prawie dwa tysiące lat temu. Podjazd nie okazał się specjalnie wymagający. To zasługa czynnika, o
którym jeszcze będę miał okazję kiedyś napisać. Zatrzymałem się na chwilę przy
wejściu na Kopiec Kościuszki, aby zrobić kilka zdjęć, z których jedno
prezentuję poniżej. A potem ruszyłem w drogę powrotną, szybką, łatwą i
przyjemną. Wiatr dodawał mi skrzydeł, a niebiosa okazały łaskawość i nie
zrosiły mnie ni deszczem, nie śniegiem.
Wyjazd spod Kopca Kościuszki