Dobry koniec lutego
Po raz ostatni więcej niż dwanaście przejażdżek w miesiącu
zaliczyłem w październiku… 2013. Spodziewałem się co prawda, że w którymś
miesiącu tego roku uda mi się częściej wybierać na rower, ale żeby w lutym? O
tym nie pomyślałem. Coś chyba faktycznie dzieje się z klimatem i prawdę mówiąc,
wcale się tym nie martwię. Jacyś tam naukowcy wieszczą klimatyczny armageddon,
ale mam wrażenie, że chodzi tylko o to, aby wdrażając kolejne chore pomysły
ratowania świata, dobrze na tym zarobić. A tymczasem skoro ja nie mogę
zamieszkać we Włoszech, to Włochy, a raczej ich klimat, powoli przybliża się do
nadwiślańskiego kraju.
Szkoda tylko, że dzisiaj nie było słońca, ale nie
można mieć wszystkiego. Przynajmniej nie padał deszcz, który poprzednim razem
dał mi się trochę we znaki. Postanowiłem uciec z Krakowa, ale że wybrałem
kierunek zachodni, musiałem najpierw przejechać przez całe miasto, więc
ucieczka była dość iluzoryczna. Gdy już wyjechałem, skierowałem się do Liszek,
stamtąd do Morawicy, potem do Balic i wreszcie do Zabierzowa. Wróciłem do
Krakowa i znów musiałem przejechać przez całe miasto, aby wrócić do domu.
Droga do Zabierzowa