Przez deszcze raz jeszcze
Uwierzyłem prognozie pogody, która zapowiadała na popołudnie
przelotne, zanikające opady deszczu. Uwierzyłem, ale w myśl sentencji „chcesz
mieć pokój, szykuj się do wojny”, na wszelki wypadek dobrze przygotowałem rower
do jazdy, czyli ponowne wyczyściłem i nasmarowałem łańcuch. Ponownie? Dlaczego?
Otóż jakiś czas temu otrzymałem do testów darmową próbkę oleju do łańcucha
„Juice Lubes” na warunki mokre. Po ostatnim umyciu roweru postanowiłem go
wykorzystać. Niestety w trakcie poprzedniej przejażdżki już po dwudziestu
kilometrach jazdy w niewielkim deszczu, łańcuch zaczął grać symfonię na piski i
zgrzyty, która z każdą chwilą stawała się głośniejsza, niczym Bolero Ravela.
Kocham muzykę, ale akurat nie tę pisaną na łańcuch i zębatki. Smar się nie
sprawdził, a ja zostałem zmuszony do przeproszenia się ze starym, dobrym Rohloff’em.
Wyruszyłem więc z lekkim opóźnieniem, które nie
pozwoliło zbyt długo cieszyć się dniem. Zresztą, nie było z czego się cieszyć,
bo chmury sprawiły, że dbając o własne bezpieczeństwo, włączyłem oświetlenie na
dwadzieścia minut przed zachodem słońca, którego i tak nie było widać.
Pojechałem w stronę Niepołomic, ale nieco okrężną drogą, aby nie powielać w
nieskończoność tych samych, utartych szlaków. Początkowo nie padało, a
pojawiające się mgły i opary sprawiły, że krajobraz przypominał scenerię wciągniętą
żywcem z Psa Baskervillów lub Hogwart otoczony przez Dementorów. Lubię takie
klimaty, więc w tej całej niesamowitości dobrze mi się jechało, a nawet bardzo
dobrze. Gdy już zawróciłem w stronę Krakowa, co jednocześnie skierowało mnie
pod wiatr, zaczął padać drobny deszczyk. Ot coś niewiele większego od mżawki.
Sytuacja taka utrzymywała się do granic Grodu Kraka, który okazał się wyjątkowo
niegościnny dla swojego mieszkańca, bo przywitał go wilgocią w bardziej
zaawansowanej niźli mżawka, formie. Efekt potęgowany był przez przeciwny wiatr,
więc sądziłem, że gdy już zawrócę, sytuacja znacząco się poprawi. Otóż się nie
poprawiła, bo gdy już skierowałem się w przeciwną stronę, to deszcz stwierdził,
że teraz sobie mocnej popada. A ponieważ z wiatrem jechałem szybciej, więc nic
się nie zmieniło. Solidnie zmoczony dotarłem do domu, ale jeśli ktoś myśli, że
miałem dość, to jest w błędzie. Już nieraz mówiłem, że „im gorzej, tym lepiej”.
Było super!