Na nowych gumach
Niedzielna przejażdżka okazała się niepodobna do poprzednich. Nie
z racji trasy, nie z racji pogody, ale z racji opon. Już od pewnego czasu
chodził mi po głowie pomysł, aby pozbyć się Continentali Traffic, które
podejrzewałem o duże opory toczenia, potrafiące skutecznie popsuć radość z
jazdy. Ponieważ od czasu „zakochania” się w kolarstwie szosowym jeżdżę głównie
po asfalcie, postanowiłem nie inwestować w opony terenowe. Kupiłem więc
półtoracalowe Schwalbe Marathon. Jeszcze w piątek odebrałem je z paczkomatu i późną
nocą założyłem do roweru. W sobotę miałem dzień przerwy, więc ich dziewicza
jazda miała się odbyć dopiero w niedzielę.
Nie da się ukryć, że rower, bądź co bądź górski,
wygląda nieco śmiesznie z tak cienkimi oponami, które na dodatek pozbawione są
typowej, głębokiej rzeźby bieżnika. Ale co tam! Czasy eksploracji bezdroży
minęły (przynajmniej na razie), więc ważne, aby opony sprawdziły się w tym środowisku,
w którym faktycznie będą eksploatowane. Ruszyłem nieśmiało. Od razu zauważyłem,
że rower stał się zdecydowanie twardszy. To „zasługa” ponad 6 barów, które
zostały wtłoczone do nowych gum. To mi nie przeszkadza, bo szosówka i tak jest
twardsza. Natomiast opory toczenia zmniejszyły się niesamowicie. Wystarczy
powiedzieć, że bez specjalnego wysiłku, średnia prędkość była wyższa o 3 km/h w
porównaniu do ostatnich przejażdżek na Traffic’ach. Jadąc pod wiatr lub
pokonując podjazd, nie musiałem już walczyć z przeciwnościami materii w postaci
dodatkowego oporu. Jazda stała się więc przyjemniejsza i bardziej
przewidywalna. Być może zmienię zdanie, gdy przyjdzie mi pokonać śnieżne zaspy,
ale nie będę się martwił na zapas, a poza tym, wiosna coraz bliżej.