Cisza w Puszczy
Plan dzisiejszej przejażdżki zrodził się w mojej głowie już
wczoraj. Wiedziałem, że sobota będzie piękna, słoneczna i ciepła. Co prawda to
dopiero połowa lutego i jeszcze wszystko się może zdarzyć, zwłaszcza gdy „gdy
głowa pełna marzeń”, a więc jako posiadacz takiej właśnie głowy, wyobraziłem
sobie, że oto „wiosna panie sierżancie” i czas wybrać się na poszukiwanie jej
śladów. A gdzie najlepiej to zrobić? Oczywiście w mojej ulubionej Puszczy
Niepołomickiej.
Wyruszyłem jeszcze przed południem. Do Niepołomic pojechałem przez
Brzegi i Grabie. Wiał stosunkowo słaby, północno wschodni wiatr. Poza tym
pogoda była idealna. Dokładnie taka, jak prognozowana dzień wcześniej.
Dojechałem do drogi numer 75 i skierowałem się na południe. Niedługo potem
skręciłem w Drogę Królewską, wjeżdżając tym samym do puszczy. Na razie nie
rozkoszowałem się widokami, czekając, aż pokonam kolejne kilometry i dojadę do
Żubrostrady, czyli jednego z popularniejszych leśnych szlaków. Gdy już tam
dotarłem, gdy pozostawiłem ze sobą wszystkich spacerowiczów, otoczyła mnie
błoga cisza i spokój.
Wśród drzew wciąż leżały resztki śniegu, a leśne strumienie i
stawy pokryte były lodem. Gdzieniegdzie radośnie kwiliły ptaki, ciesząc się
zapewne z pięknego słońca, zdającego zapowiadać rychłe przedwiośnie. To samo słońce
filuternie mrugało złotem spoza koron
drzew, pod wyrazistym błękitem sklepienia niepołomickiej świątyni przyrody.
Czym dalej zagłębiałem w las, ustawał śpiew ptaków, aż wreszcie otoczyła mnie
cisza, zakłócana jedynie monotonnym szumem opon. Mniej więcej w połowie
Żubrostrady skręciłem na południe i zatrzymałem się. Cisza. Absolutna cisza.
Majestatyczna puszcza spała snem mocnym, spokojnie czekając na czas eksplozji
nowego życia w bujnej oprawie wiosennej świeżości.
Nie znalazłem więc śladów wiosny, a więc… nadal będę miał
pretekst do jej dalszych poszukiwań. Ruszyłem w drogę powrotną. Dojechałem do
Damienic i skręciłem na zachód. Przejechałem przez Stanisławice, Kłaj, Szarów i
Gruszki. Rytmicznie poruszałem korbą, zmuszając mój zimowy, nielekki przecież
rower, do osiągania przyzwoitej prędkości. I już nawet zacząłem się cieszyć,
myśląc: „jest moc”, gdy nagle, dziesięć kilometrów przed domem, odcięło mi prąd.
Zwolniłem i spokojnie, na „awaryjnych” dojechałem do Krakowa.
A w Puszczy
Niepołomickiej…
…słońce filuternie
mrugało