Kapeć i doświadczenia
To najkrótsza przejażdżka w tym roku i jedna z najkrótszych w
ogóle. Nic się nie dzieje bez przyczyny, więc dzisiejszy skromny dystans ma
oczywiście swój powód. Banalny. Złapałem gumę… Zapyta ktoś, czy nie mogłem
naprawić koła? Oczywiście, że mogłem, a nawet naprawiłem, ale całą operację
wykonywałem gołymi rękami, które tak mi podczas pracy przemarzły, że wolałem
wrócić do domu. Mimo pecha zebrałem dzisiaj kilka nowych doświadczeń.
Po pierwsze, byłem niezmiernie zaskoczony, gdy jedna z
rowerzystek, widząc, że mam kłopot, zatrzymała się i upewniła, czy mam
wszystko, co jest potrzebne do naprawy koła. To naprawdę miły gest, który
przywraca wiarę w ludzi i poddaje w wątpliwość sądy, że współczesny świat
schodzi na psy.
Po drugie, sama przyczyna kapcia była równie zaskakująca, co
śmieszna. Dętka została przebita przez opaskę… antyprzebiciową! To ja, pomny
niezliczonych dętkowych przygód, inwestuję w zabezpieczenie, które miało
zapewnić mi święty spokój i sprawić, że naprawy koła w deszczu, błocie, śniegu
i mrozie odejdą w zapomnienie, a tu taka niespodzianka. Chyba nie tędy droga.
Po trzecie, ultra miniaturowa pompka PRO CNC Telescopic Mini
doskonale się sprawdziła. Mała i lekka, bez problemu mieszcząca się w torebce
podsiodłowej, a na dodatek ergonomiczna. Ma jednak jedną wadę. Napompowanie
koła 2,1’’ do rozsądnego ciśnienia trwa całe wieki. Nie liczyłem ruchów
tłoczkiem, ale z pewnością było ich kilkaset. Opona nadal nie była zbyt twarda,
ale spokojnie mogłem jechać dalej. Pojechałem więc… na stację benzynową w
poszukiwaniu kompresora, aby sprawdzić jeszcze jeden gadżet, o którym piszę
poniżej.
Po czwarte, po raz pierwszy miałem okazję przetestować drobiazg
kosztujący kilka złotych, który pozwala pompować dętki z zaworem Presta za pomocą
pompki lub kompresora wyposażonych w końcówki zgodne z zaworami Schrader, czyli
samochodowymi. To malutka tuleja, którą nakręca się na zawór Presta. Wkręciłem
więc ów gadżecik, ustawiłem żądane ciśnienie na 3 bary, podłączyłem kompresor i
voila. Koło pięknie się napompowało. Małe, a cieszy!
Zebrawszy powyższe doświadczenia, spokojnie wróciłem
do domu, gdzie tym razem nie zaaplikowałem sobie zwiększonej dawki cukru w
postaci szklanki Pepsi-Coli, ale musiałem solidnie wyszorować ręce, by w
bezpieczny dla komputera sposób, skreślić te kilka słów.