Ostatni raz w październiku
Ostatnia październikowa przejażdżka wiodła głównie miejskimi szlakami.
Kolejny raz zdecydowałem się na użycie roweru górskiego. Kiedyś czytałem
wspomnienia kolarskiego amatora, który czuł się bardzo dziwnie, gdy po sezonie
spędzonym na rowerze szosowym, przesiadł się na rower górski. Ja nie czuję się
dziwnie, ale odczuwam pewien dyskomfort. Mój zimowy „góral” jest prawie dwukrotnie
cięższy od szosówki, a zwiększone opory toczenia powodują, że mogę zapomnieć o
wysokiej prędkości średniej. Mimo to cieszę się jazdą, bo tu i ówdzie mogę
uciec od gładkiego asfaltu i w poszukiwaniu samotności przemierzać bezdroża.
Z rowerowego punktu widzenia październik okazał się
całkiem przyzwoitym miesiącem. Jeździłem częściej niż w miesiącach tradycyjnie
uważanych za sezon rowerowy. Czy listopad także będzie udany? To się wkrótce
okaże.
Kładka Bernatka