Napawając się jesienią
Nie miałem dzisiaj zbyt wiele czasu, aby w pełni oddać się mojej
pasji. Udało mi się wygospodarować nieco ponad dwie godziny przed południem.
Gdy tylko promienie słońca zerwały pęta porannej mgły, a przez okna wpadł do
mieszkania błękit nieba, byłem gotowy do drogi. Tym razem nie miałem dokładnego
planu. Zamierzałem po prostu pojeździć sobie dla relaksu, ciesząc się, że
pogoda ciągle pozwala wykorzystać rower szosowy. Najpierw pojechałem w stronę
Góry Borkowskiej, potem do ulicy Tynieckiej i dalej do Tyńca. Stamtąd wróciłem
do Krakowa, przejechałem przez centrum miasta i pojechałem w stronę Nowej Huty.
Następnie zaliczyłem Brzegi, Grabie i Węgrzce Wielkie, skąd do domu dzieliło
mnie już tylko 10 kilometrów.
Z każdą chwilą było coraz cieplej. Gdy wyjeżdżałem z
domu, termometr wskazywał ledwie 10 stopni. Gdy wracałem, temperatura
przekroczyła już 20 stopni. Piękny jest tegoroczny październik. Pozwala
delektować się magią złotej jesieni. Poruszałem się dzisiaj wśród tych
wspaniałych barw, napawając się ich widokiem, bo przecież już niedługo znikną,
odejdą, rozpłyną się w chłodzie i deszczu, pozostawiając po sobie tylko nagie
konary wspomnień.
Jesień za moimi oknami