Bez rutyny
Dzisiejszą przejażdżkę postanowiłem nieco uatrakcyjnić,
uwzględniając w niej drogi, których jeszcze nigdy nie pokonywałem lub takie, po
których jeżdżę rzadko. To ważne, bo eksplorowanie po wielokroć tych samych
szlaków sprawia, że do pasji zaczyna wkradać się nuda i rutyna.
Najpierw pojechałem na wschód, ale nie do Kokotowa, lecz do
Wieliczki. Stamtąd skierowałem się do Czarnochowic, a potem do Śledziejowic.
Wkrótce potem przejechałem przez Węgrzce Wielkie i dotarłem do Zakrzowa, gdzie
skręciłem na drogę numer 964 i przez jakiś czas jechałem w stronę Wieliczki. W
Ochmanowie znów zmieniłem kierunek i pojechałem na południe. Przede mną był
Bodzanów. Centrum wioski mieści się oczywiście obok kościoła, a kościół
obowiązkowo znajduje się na szczycie wzniesienia. Musiałem więc zaliczyć
podjazd. Potem był zjazd do skrzyżowania z drogą 94, a po przejechaniu na jej
drugą stronę, rozpocząłem kolejny podjazd, tym razem do Biskupic. Tam znów
zmieniłem kierunek i pojechałem na wschód. Minąłem Szczygłów, Zabłocie,
Wiatowice i dojechałem do Niegowici. Potem był Niewiarów i Pierzchów. Do
Książnic dojechałem nie główną drogą numer 967, ale wąskimi, bocznymi duktami.
Z Książnic pojechałem do Łężkowic, a dotarłszy kolejny raz do skrzyżowania z
drogą 94, osiągnąłem mniej więcej połowę planowanego dystansu.
Droga powrotna wiodła przez Targowisko, Kłaj, Szarów,
Dąbrowę i Staniątki. Słońce dotykało już linii horyzontu, a tuż przed
Niepołomicami po raz ostatni błysnęło czerwienią i na kilkanaście godzin
pożegnało świat. Temperatura nieco spadła, ale nadal pozwalała na komfortową jazdę
w krótkich spodenkach i koszulce z krótkimi rękawami. Do Krakowa wróciłem przez
Grabie i Brzegi, czyli bardzo, bardzo rutynowo, ale pierwsza część trasy
sprawiła, że poczułem się rozgrzeszony.