Według planu
Nie zawsze mam dokładnie zaplanowaną trasę. Czasem mam w głowie
tylko jej ogólny zarys, a czasem decyduję się na całkowitą spontaniczność i
jadę tam, gdzie mnie nogi (koła) poniosą. Jednak zdecydowanie najlepiej jeździ
mi się wówczas, gdy mam plan. Tak właśnie było dzisiaj.
Rozpocząłem na jeden z kilku możliwych sposobów, bo
liczba „otwarć”, czyli możliwych wyjazdów z mojej okolicy jest jednak
ograniczona. Począwszy od ulicy Kosocickiej pojechałem na zachód, aż do ulicy
Kozienickiej. Potem skierowałem się do Tyńca, ale nie ulicą Obrony Tyńca, bo ta
jest częściowo nieutwardzona, ale ulicą Dąbrowa, która zaprowadziła mnie do
Tynieckiej. Z Tyńca pojechałem do Skawiny, ale nie wjeżdżałem do centrum, lecz
świadomie i dobrowolnie przejechałem przez wioski Kopanka, Przeryta, Ochodza,
Facimiech. W tej ostatniej wjechałem na drogę numer 44 i pojechałem na wschód,
ale już po kilkuset metrach zjechałem z niej na południe. Jadąc przez Krzęcin
dotarłem do drogi 953. W tym krótkim zdaniu kryje się jednak prawie 100 metrów
przewyższeń, które w międzyczasie musiałem zaliczyć. Kolejny raz skręciłem na
zachód i przejechałem przez jedną z moich ulubionych wiosek, czyli Polankę
Hallera. Dlaczego ulubioną? Po prostu podoba mi się jej nazwa. Wkrótce potem
skręciłem do Jurczyc i zaliczyłem szybki zjazd do Radziszowa. Szkoda, że
nawierzchnia nie jest najlepsza, bo można byłoby tam nieźle zaszaleć. Dalej
było już spokojnie. Z Radziszowa pojechałem do Skawiny, ze Skawiny do
Opatkowic, a stamtąd do Swoszowic. Wisienką na torcie dzisiejszej przejażdżki
był podjazd na ulicy Sawiczewskich. Potem jeszcze kilka kilometrów i byłem w
domu.