Pogodny koniec wakacji
Ostatni dzień sierpnia,
ostatni dzień wakacji, ostatnia przejażdżka w tym tygodniu. Kolejny raz udało
się zaliczyć dłuższy dystans. W tym roku jeżdżę rzadziej niż we wcześniejszych
latach, ale za to pokonuję dłuższe trasy. Oczywiście duża w tym zasługa przesiadki
na rower szosowy – z definicji jest szybszy od roweru górskiego, a na dodatek
wymusza jazdę po dobrej nawierzchni, co też przekłada się na wyższą prędkość
średnią. Jeśli więc tylko dopisuje pogoda, to staram się dobrze wykorzystać ten
czas. Tak było i dzisiaj. Wyruszyłem jeszcze przed południem. Niebo było
zachmurzone i obawiałem się, że złapie mnie deszcz, ale moje obawy rozproszył
wiatr, rozwiewając chmury i odsłaniając błękit nieba. W tej pogodnej scenerii
poruszałem się najpierw po mieście, a potem w jego okolicach. Cieszyłem się
jazdą. Do dzisiaj nie przestaje mnie fascynować fakt, że można poczuć się
odprężonym, pokonując stromy podjazd, wylewając morze potu, walcząc z bólem
mięśni. Co takiego jest w tej pasji, że ledwie skończę jedną przejażdżkę, już
myślę, gdzie pojadę następnym razem?