Żubrostradą
Nareszcie piątek. Gdy tylko wróciłem z pracy do domu, szybko
przełknąłem obiad i przygotowałem się do przejażdżki. Nie miałem
skonkretyzowanego żadnego pomysłu, a w głowie znajdował się jedynie dość wątły
szkic trasy. Początek był typowy. Zresztą każdy początek jest typowy, bo
przecież z miejsca, w którym mieszkam, mogę pojechać na wschód, zachód, północ
lub południe. Ot, taka sytuacja…
Dzisiaj pojechałem na wschód i dotarłem aż do przedmieść Bochni.
Stamtąd skierowałem się na północ i jadąc wzdłuż Puszczy Niepołomickiej dotarłem
do Mikluszowic, gdzie wjechałem na Żubrostradę i zagłębiłem się w puszczy.
Lubię tę drogę. Pozwala oderwać się od codzienności, a nade wszystko umożliwia
bliski, wręcz namacalny kontakt z przyrodą. Dziesięć kilometrów asfaltowej
ścieżki gwarantuje spokój, ciszę, odprężenie. Koniec tygodnia oznacza kumulację
codziennego zmęczenia. Mimo to byłem pełen energii, szybko pokonując kolejne
kilometry. Dojeżdżając do końca Żubrostrady zastanawiałem się, gdzie mam
skręcić? Czy pojechać do Niepołomic i wrócić do domu, czy może dojechać do
drogi 964, skierować się w stronę Niepołomic, a później w stronę Nowej Huty?
Wciąż czułem się świeżo, więc wybrałem drugie rozwiązanie, które zresztą
gwarantowało zaliczenie dystansu powyżej 100 km. Dojechałem do ulicy
Igołomskiej. Nie jest to moje ulubione miejsce. Głębokie koleiny dają kiepską
alternatywę. Można jechać albo blisko środka drogi, albo poboczem. Starałem się
więc szybko przejechać ten odcinek. W Nowej Hucie przejechałem przez Plac
Centralny, a później musiałem trochę pokombinować, bo remontowane jest Rondo
Czyżyńskie. Ostatnią odsłoną wycieczki był przejazd przez ulicę Sołtysowską,
dojazd do Mostu Wandy i dotarcie do Rybitw, skąd miałem już tylko kilka
kilometrów do domu.
Musiałem zwolnić, bo zapadł zmierzch, a droga przez
Rybitwy jest pełna dziur. Przepraszam, nie dziur, a wykruszeń. Według pewnej
pani z Zarządu Dróg w Warszawie, dziura jest na wylot, a więc na drogach nie ma
dziur, tylko są wykruszenia. Pani miała problem z wypowiedzeniem słów „na wylot”,
mówiąc „na wylut”. To mi przypomniało słynny reporterski debiut innej pani z
TVP3, która usiłując powiedzieć coś na temat przyczyn wykolejenia pociągu,
powiedziała: „najprawdopodobniej albo, albo szyny, które nie były… nie są
równe, albo po prostu… no, tak jak mówiłam we wcześniejszym wejściu, yyyyy…
szyny, szy… szyny były złe, aaa…, a podwozie, podwozie, podwozie… podwozie też
było złe”.