Sobotni „grzebień”
Pomysłu na dzisiejszą przejażdżkę szukałem bezpośrednio na mapie.
Oczywiście mam na myśli cyfrową mapę w postaci aplikacji MapSource. Rozważałem
różne warianty, aż w końcu zdecydowałem się na jeden z nich.
Pospiesznie zaplanowana trasa rozpoczynała się w Zabierzowie, a
więc najpierw musiałem przejechać przez cały Kraków. Z Zabierzowa pojechałem
drogą numer 79 na zachód. W dni powszednie to ruchliwa trasa, ale dzisiaj w
sobotę była spokojna, więc bezpiecznie, nie martwiąc się tym, co mam za
plecami, poruszałem się w stronę Krzeszowic. Jazdę utrudniał przeciwny wiatr,
co w połączeniu z lekko wznoszącym się terenem, przekładało się na umiarkowaną
prędkość średnią. W Krzeszowicach skręciłem na północ. Od tej pory jechałem już
wyłącznie w górę. Podjazd do miejscowości Gorenice nie był specjalnie
wymagający, ale dosyć długi.
Z Gorenic pojechałem do Olkusza, a zaraz potem skręciłem w drogę
numer 783. Mniej więcej na wysokości Rabsztyna skręciłem na wschód. Nigdy
jeszcze nie jechałem tą drogą, więc nie wiedziałem, co mnie czeka. Miałem już
trochę kilometrów w nogach, zaliczyłem też trochę przewyższeń, a tymczasem
musiałem się zmierzyć z serią krótkich, ale wymagających podjazdów i zjazdów. Profil
przypominał grzebień. Góra, dół, góra, dół, góra, dół, góra, dół. Pierwszy
podjazd przejechałem dość szybko i agresywnie, drugi już zdecydowanie wolniej,
a na kolejnych musiałem przypomnieć sobie o istnieniu największej koronki w
kasecie. Do wsi Trzyciąż dotarłem mocno zmęczony, a przecież to jeszcze nie był
koniec.
Skręciłem na południe z zamiarem dotarcia do Skały. Droga numer
794 nie była płaska, ale na szczęście podjazdy nie były tak wymagające, jak te,
które niedawno pokonywałem. W Skale rozpocząłem ostatni, najłatwiejszy etap,
czyli powrót do Krakowa. Najpierw droga była jeszcze trochę pagórkowata, ale
wkrótce rozpoczął się piękny, długi zjazd. Miałem nawet okazję wyprzedzić
starszego pana, który bał się rozpędzić swojego forda fiestę do prędkości
większej niż 60 km/h. Przejechałem przez Zielonki i wkrótce potem dotarłem do
przedmieść Krakowa. I znów musiałem przejechać przez całe miasto, aby dotrzeć
do domu.
Cóż. Nie mogę powiedzieć, abym wrócił wypoczęty i
pełen energii. Chyba nie zdążyłem się zregenerować po wczorajszej przejażdżce,
albo narzuciłem sobie zbyt mocne tempo w pierwszej połowie dystansu, co później
się zemściło. To jednak nieważne. Ważne, że pomimo zmęczenia wróciłem
zadowolony i już myślę, gdzie pojechać następnym razem.