Dobczyce, Gdów, Łapczyca
Festiwalu ciepła ciąg dalszy. Wysoka temperatura psuje trochę moje
plany wycieczkowe, bo przemierzanie wielu kilometrów po rozgrzanym asfalcie
niekoniecznie musi być przyjemnością. Ale nie narzekam jak statystyczny Polak,
lecz cieszę się z pięknego lata.
Dzisiaj zaliczyłem stukilometrową pętlę, którą rozpocząłem od
tradycyjnej rozgrzewki w Kosocicach. Potem pojechałem do Wieliczki, a następnie
skierowałem się w stronę Dobczyc. Pomimo upału całkiem nieźle radziłem sobie na
licznych podjazdach. Z Dobczyc przez Stadniki pojechałem do Gdowa, a stamtąd do
Łapczycy. W tym jednym krótkim zdaniu kryje się ponad dwadzieścia kilometrów
jazdy pod wiatr, który skutecznie zastąpił brak istotnych podjazdów na tym
etapie. W Łapczycy skręciłem w stronę Krakowa. Jechałem po drodze, która niegdyś
była jedną z najbardziej ruchliwych i niebezpiecznych tras w Polsce. Niechlubna
historia skończyła się z chwilą otwarcia autostrady Kraków – Tarnów. Pomiędzy
Łapczycą a Targowiskiem wyprzedziły mnie trzy, może cztery samochody. W Targowisku
wybrałem drogę do Niepołomic. Chcąc zaliczyć setkę, musiałem trochę
pokombinować i wracać do domu niekoniecznie najkrótszą drogą.
Dzisiaj, w przeciwieństwie do poprzedniej wycieczki, pomimo
zmęczenia upałem, nie zostałem odcięty. To dobrze, bo na wieczór zaplanowaliśmy
z Moniką wspólny rowerowy wypad.