Dość opornie
Przed południem poświęciłem dwie godziny na doprowadzenie do
porządku roweru, który po wczorajszej nawałnicy dopraszał się o solidne mycie. Potem
jeszcze musiałem zająć się obiadem, bo w weekendy to ja staram się być szefem
kuchni. Byłem więc wolny dopiero popołudniu i nie mając innego pomysłu na
spędzenie wolnego czasu, wybrałem się na przejażdżkę.
Pojechałem w kierunku Puszczy Niepołomickiej. Początkowo jechało
mi się dobrze, ale gdzieś tak na dwudziestym kilometrze poczułem, że nie jest
dobrze. Jechało mi się stosunkowo ciężko, noga ewidentnie nie podawała. Nie było
gorąco, ale powietrze było jakieś ciężkie, pozbawione tlenu. Bardzo często
sięgałem po bidon, a przygotowując się do przejażdżki, zasugerowałem się
temperaturą, i nie miałem dużego zapasu płynów.
W Mikluszowicach skręciłem na południe, a w
Proszówkach na zachód. Teraz było nieco łatwiej, bo wiatr wiał mi w plecy, ale
każdy podjazd – a przecież na tej trasie nie są one zbyt trudne – musiałem
pokonywać na miękkich przełożeniach. Na szczęście z każdym przejechanym
kilometrem byłem bliżej domu.