Lekkie popołudnie
Dzisiaj jeździło mi się zupełnie inaczej niż dwa dni temu.
Temperatura była nieco niższa i wiał delikatny wiatr. To wystarczyło, aby
zamiast walki z własnymi ograniczeniami, w pełni cieszyć się jazdą.
Zacząłem od mocnej rozgrzewki, czyli krótkiej wizyty na ulicy
Gruszczyńskiego. Jak już wielokrotnie wspominałem, kończy się ona krótkim, ale
14-to procentowym podjazdem. Test kondycji wypadł pozytywnie, więc
optymistycznie nastawiony pojechałem dalej. Zjechałem do ulicy Myślenickiej, a
potem skierowałem się w stronę Kąpielowej. Dojechałem do Zakopiańskiej,
przejechałem na drugą stronę i przez Kliny dotarłem do Zawiłej, a później do
Skotnickiej. Ulica Winnicka doprowadziła mnie do Tynieckiej. Tam niespodzianka
z cyklu „Polska w budowie”, czyli nowa, idealnie równa nawierzchnia. Pojechałem
więc do Tyńca, zjechałem nad Wisłę i skierowałem się w stronę Krakowa. Od toru
kajakowego przy Kolnej aż do ulicy Widłakowej jechałem po wałach wiślanych. Tam
skręciłem w Tyniecką.
Pomimo upału tryskałem energią, więc postanowiłem, że pojadę do
Niepołomic i dopiero stamtąd wrócę do domu. Wszystko wyglądało fajnie, ale
byłem dokładnie po drugiej stronie Krakowa. Musiałem więc przedrzeć się przez
miasto, co zawsze oznacza ślimacze tempo. Tym razem nie było jednak aż tak źle.
Dotarłem do Ronda Grunwaldzkiego. Tam skręciłem w Dietla, przejechałem kawałek
Grzegórzecką, a potem Aleją Daszyńskiego. Wkrótce byłem na Rondzie
Grzegórzeckim i kierowałem się na Nową Hutę. Za Rondem Dywizjonu 303 skręciłem
w Centralną, które po chwili przeszła w Sołtysowską. Spokojną uliczką o równie
spokojnej nazwie Niepokalanej Marii Panny dojechałem do Podbipięty, która kilka
kilometrów dalej zaprowadziła mnie do Igołomskiej.
Wspomniana wcześnie „Polska w budowie” nie dotarła jeszcze do
trasy wylotowej na Sandomierz. Igołomska spokojnie mogłaby więc tymczasowo
zmienić nazwę na „Koleinową”. Zaiste wybór toru jazdy jest tutaj nielichym
dylematem. Tu i ówdzie można ryzykować jazdę po kiepskim poboczu, lawirując
wśród żwiru, śmieci lub resztek szkła. Można jechać środkiem drogi narażając
się na rozjechanie przez liczne tiry, a w najlepszym razie na słuchanie mało
wybitnych dzieł muzyki „klaksonowej”. Można wreszcie spróbować poruszać się w
koleinach, co także jest mało przyjemne. Na szczęście w jednym kawałku, i ja, i
mój rower, dotarliśmy do skrzyżowania z ulicą Brzeską. Tam skręciłem na południe
i pojechałem w stronę Niepołomic.
Ulica Brzeska jest w równie kiepskim stanie, co Igołomska, ale
ruch tutaj panuje mniejszy, więc w miarę spokojnie i bezstresowo dotarłem do
mostu na Wiśle, za którym skręciłem na zachód, rozpoczynając tym samym ostatni
etap dzisiejszej przejażdżki. Dojechałem do Staniątek, a za nimi skręciłem w
stronę Węgrzców Wielkich. Tak wiele razy opisywałem ten fragment trasy, że tym
razem sobie daruję.