W klimacie soboty gorącej
Splot różnych, mniej lub bardziej irracjonalnych okoliczności
sprawił, że cały tydzień musiałem czekać na pierwszą czerwcową przejażdżkę. A
kiedy już wiedziałem, że wybiorę się na nią w sobotnie przedpołudnie, postanowiłem,
że nie mogę ograniczyć się do skromnych kilkudziesięciu kilometrów. Plan mógł
być jednak w pewnym sensie zagrożony przez pogodę. Zapowiadano bowiem upalny,
prawdziwie letni dzień. Jednak o poranku nic nie zapowiadało, że będzie bardzo
ciepło i słonecznie. Nad Krakowem zalegały chmury, było mgliście, wiał chłodny
wiatr, a słońca było jak na lekarstwo. Mimo to uwierzyłem w zapowiedzi i
wyposażony w sporą ilość życiodajnego płynu, wyruszyłem przed siebie.
Początek przejażdżki oznacza wyjazd z miasta, a więc nie jest
specjalnie ambitny, bo trzeba pokonać doskonale znane drogi. Tym razem
przejechałem przez Brzegi i Grabie, a niedługo potem zawitałem do Niepołomic.
Niebo nadal było zachmurzone, temperatura umiarkowana, więc pomimo przeciwnego
wiatru, mogłem jechać relatywnie szybko, nie tracąc przy tym wiele energii. W
Niepołomicach wybrałem drogę numer 964. Przejechałem przez Wolę Batorską,
Zabierzów Bocheński, Wolę Zabierzowską. W Ispinie zmieniłem kierunek, skręciłem
na północ, przejechałem na drugi brzeg Wisły i zameldowałem się w Nowym
Brzesku. Niedawno odwiedziłem tę miejscowość, ale wówczas stanowiła punkt
zwrotny wycieczki. Dzisiaj było inaczej. Skręciłem na wschód i pojechałem dalej
drogą numer 79.
Za Nowym Brzeskiem chmury rozstąpiły się i niczym nieskrępowane promienie
słońca rozpoczęły swój szalony, upalny taniec. Temperatura szybko zaczęła
wędrować w kierunku 30 stopni, a to oznaczało, że w pobliżu asfaltu będzie
jeszcze wyższa. Spragniony ciepła, po kilku dniach niepogody, nie przejmowałem się
tym. Zapas wody pozwalał optymistycznie patrzeć przynajmniej na kilkadziesiąt
kilometrów do przodu. Pokonałem niezbyt długi podjazd i przejechałem przez
Hebdów, Śmiłowice, Sierosławice, Dolany i Jaksice. Potem znów zaliczyłem
podjazd, który według znaków ostrzegawczych miał mieć 8%, ale miał mniej. Mimo
to korzystałem z miękkiego przełożenia, bo nie była to nawet połowa drogi, a
słońce grzało coraz mocniej. Przejechałem przez Wroczków, a w Koszycach
skręciłem w drogę numer 768. Za Sokołowicami ponownie przejechałem przez Wisłę,
minąłem wieś Górka i dojechałem prawie do Szczurowej. Prawie, bo wieś ta
dorobiła się swojej obwodnicy, więc de facto dojechałem jedynie do ronda, na
którym skręciłem w stronę Uścia Solnego. Nie zamierzałem jednak jechać tą drogą
i po przejechaniu kilkuset metrów, skręciłem na południe.
W pełnym słońcu mijałem kolejne wioski. Strzelce Wielkie, Bratucice,
Okulice, Borek. Byłem już tylko kilometrów od Bochni. Nie zamierzałem wjeżdżać
do centrum i bardzo szybko skierowałem się na północ, aby przejechawszy przez
most na Rabie, w miejscowości Proszówki skręcić na zachód i rozpocząć ostatni
etap wycieczki. Ostatnimi czasy często pojawiałem się w tym miejscu, a więc tym
razem nieco zmodyfikowałem trasę i zamiast jechać przez Stanisławice i Kłaj,
pojechałem przez Damienice i Cikowice. Dotarłem do Targowiska, a potem poszło
już szybko. Gruszki, Zakrzów, Węgrzce Wielkie i… Kraków.
Jazda w pełnym słońcu nie należy do przyjemności, ale
dzisiaj jechało mi się naprawdę dobrze. Nie byłem bardzo zmęczony, ale z
radością wróciłem do domu, wiedząc, że już za chwilę wypiję tradycyjną szklankę
zimnej, bardzo zimnej Pepsi Coli.
Trochę cienia na krótkim
postoju za wsią Borek