Znowu lało
Cały tydzień lało. Cały tydzień siedziałem w domu. Tu i ówdzie
wylały rzeki, „szpieg z krainy deszczowców” szalał na wałach, a ja byłem
pogrążony w bezczynności. Już zamierzałem skorzystać z Gianta Bouldera, dla
którego im gorsze warunki do jazdy, tym lepiej, ale z prognoz pogody nareszcie
powiało optymizmem. Spodziewając się słonecznej i ciepłej niedzieli, w sobotę
poświęciłem sporo czasu, aby wypucować Ridleya i przygotować go do kolejnych
eskapad.
W niedzielne przedpołudnie wyruszyłem przed siebie na idealnie
czystym rowerze. Niebo było lekko zachmurzone, ale wierząc w prognozę pogody,
nie spodziewałem się deszczu. Pojechałem do Niepołomic. Tam zatrzymałem się na
chwilę, aby uwiecznić na fotografii Wisłę, która po wielodniowych opadach w
niczym nie przypominała rzeki, leniwie płynącej w stronę morza. Dzisiaj
widziałem rwący nurt brudnej wody, szeroko rozlanej pomiędzy wałami
przeciwpowodziowymi. Szybko zrobiłem kilka zdjęć i spojrzałem na zachód. Nad
Nową Hutą zobaczyłem ciemne chmury. Nie wyglądało to dobrze. Czyżby cała
wczorajsza praca poszła na marne?
Dojechałem do Igołomskiej i skręciłem na zachód. Przejechałem
kilka kilometrów i poczułem pierwsze krople deszczu. Na razie nie było źle, ale
ciemne chmury nie wróżyły nic dobrego. Skręciłem w stronę Mostu Wandy.
Ujechałem ledwie kilkaset metrów i zaczęło solidnie padać. Droga była mokra, a
liczne kałuże sugerowały, że przed chwilą musiała być tutaj niezła ulewa. Po
chwili byłem już cały przemoczony, a rower w niczym już nie przypominał tego,
na którym wyruszyłem ledwie godzinę wcześniej. Przejechałem przez Most Wandy,
dojechałem do Rybitw, a tam rozpętała się solidna ulewa. „Pampers” był cały
nasiąknięty wodą i czułem się, jakbym siedział na gąbce.
W starej części Bieżanowa przestało padać i zza chmur wyjrzało
słońce. Zastanawiałem się nawet, czy nie kontynuować przejażdżki, ale byłem już
tak blisko domu, że plany dłuższych tras postanowiłem odłożyć na najbliższą
przyszłość. Na dzisiaj wystarczy. Wróciłem do domu. Ciuchy znów powędrowały do
pralki, a rower… A rower tylko przetarłem suchą szmatką. Z kolejnym dokładnym
myciem poczekam, aż słońce zagości na stałe.
Wisła w Niepołomicach