Widać tak miało być
Niezrażony kolejnym szarym i mokrym dniem, postanowiłem
popedałować tu i tam popołudniową porą. Przygotowany do jazdy zszedłem po
rower, ale nie dane mi było rozpocząć przejażdżki o zaplanowanej godzinie,
albowiem przednie koło było pozbawione powietrza. Niezrażony tym faktem,
wymontowałem je z roweru i pokornie wróciłem do mieszkania, aby zakasawszy
rękawy, spokojnie – wszakże dni są już dłuższe – zabrać się do pracy. Szybko
zlokalizowałem przebicie w dętce i równie szybko znalazłem tego przyczynę.
Winowajca wyglądał niczym kolec zmutowanej róży i był raczej wytworem natury,
niźli człowieka. Musiałem najechać na niego podczas poprzedniej przejażdżki i
zdarzyło się niedaleko od domu, bo przecież spokojnie doń dotarłem. Przykleiłem
łatkę, założyłem ponownie dętkę na koło, napompowałem i podjąłem kolejną, tym
razem udaną, próbę wyjścia na rower.
Jeździłem sobie po małopolskiej stolicy, starając się omijać
najbardziej zatłoczone dukty. Było raczej chłodno, ale słaby wiatr nie
potęgował tego odczucia, więc gdy już tylko rozgrzałem się, jechało mi się
całkiem przyjemnie. Radość z jazdy była na tyle duża, że postanowiłem nieco
wydłużyć przejażdżkę. Jest jednak takie staropolskie powiedzenie „co w głowie
uradzi, do skutku nie doprowadzi”…
Ledwo co pomyślałem, aby pojeździć dłużej, poczułem, że rower jest
podejrzanie „miękki”. Spojrzałem na przednią oponę. Wydawało mi się, że tam,
gdzie styka się z podłożem, robi się coraz szersza i szersza. Nie miałem
wątpliwości. Guma, flak, kapeć… Cały misterny plan na nic. Trzeba się zatrzymać
i kolejny raz dzisiaj naprawić koło. Byłem podówczas w okolicy Centrum Handlowego
M1, więc rozłożyłem się na ławeczce, wyciągnąłem narzędzia i zabrałem się do
pracy. Tym razem winne było szkło, a sądząc z koloru, mały fragment butelki –
bynajmniej nie po odżywce dla niemowląt. Zapewne jakiś degenerat, dres, idiota
lub inny menel, miast kulturalnie wyrzucić butelkę do kosza, wolał sobie ją
rozbić. Żałuję, że do tego celu nie użył swojej głowy. Wielkiej straty dla
społeczeństwa nie byłoby.
Kolejna łatka powędrowała na dętkę. Jak tak dalej pójdzie,
powierzchnia zajęta przez łatki będzie większa od tej nienaruszonej. Chyba będę
musiał wkrótce wymienić dętkę. Ponownie założyłem koło do roweru, spakowałem
narzędzia do organizera – muszę przyznać, że plecak Evoc CC 10 sprawdził się doskonale.
Słońce już zachodziło. Zrezygnowałem z pomysłu wydłużenia przejażdżki.
Włączyłem oświetlenie i spokojnie, chociaż nie najkrótszą drogą, wróciłem do
domu.
Czasem nasze plany nie mogą być zrealizowane. Dzisiaj
ewidentnie nie było mi sądzone wyjechać o tej porze, o której chciałem i
dojechać tam, gdzie chciałem. Tak widocznie miało być. Może miało mnie spotkać
coś gorszego? Dobrze mieć rowerowego Anioła Stroża.
Główny oskarżony w
sprawie przebicia dętki
Bezdętkowa „Alumiłość”? Mimo wszystko proponowałbym jakieś zabezpieczenie, bo skumulowane geny Agnieszki i Marcina mogą spowodować, że ich potomstwo przytaszczy na Kładkę Bernatka cały czołg, jako – uwaga Agusiu i Marcinie, teraz będzie trudne słowo – alegorię niezniszczalnej miłości.
Kładka Bernatka