W deszczu
Tydzień minął od mojej ostatniej przejażdżki. Tak długa przerwa
nie była konsekwencją kiepskiej pogody, lecz eksperymentu… medycznego.
Postanowiłem ostatecznie rozwiązać kwestię moich nagniotków, których istnienie zawdzięczam
butom rowerowym. Po raz pierwszy problem pojawił się już cztery lata temu.
Przez jakiś czas byłem zmuszony do korzystania ze zwykłego obuwia. Później jakoś
sobie radziłem, ale czasem zdarzało się, że odczuwałem ból. Postanowiłem więc
użyć specyfiku o nazwie ABE, który regularnie stosowany miał doprowadzić do usunięcia
nagniotków. Daruję sobie opis szczegółów, ale po usunięciu zgrubień okazało
się, że miejsca po nich bolą bardziej, niż bolały wcześniej. Miałem kłopot z
normalnym obuwiem, a o rowerowym mogłem zapomnieć. Dopiero dzisiaj byłem w
stanie wsiąść na rower.
Nie był to najlepszy czas na rowerowe igraszki. Od wczesnego
popołudnia w Krakowie pojawiały się przelotne opady deszczu, a gdy po pracy
wróciłem do domu, nad miastem rozpętała się potężna nawałnica. Waliły pioruny,
a z nieba leciał grad. Pomimo tego, powoli i spokojnie przygotowywałem się do
jazdy. Gdy tylko deszcz przestał padać, ja już ruszałem przed siebie.
Wiedziałem, że opady jeszcze wrócą, więc jechałem na moim „zimowym” rowerze,
który od lat pełni niewdzięczną rolę sprzętu do specjalnych poruczeń, czyli do
jazdy w trudnych warunkach. Istotnie miałem rację i ledwie ujechałem kilka
kilometrów, znowu zaczęło padać. Pojedyncze krople szybko zamieniły się w
deszcz, a ten po chwili przeszedł w regularną ulewę. Im gorzej, tym lepiej –
pomyślałem i z uśmiechem na ustach parłem do przodu. Niejeden kierowca musiał
pomyśleć o mnie „wariat”, bo cóż innego można pomyśleć widząc zadowolonego z
siebie gościa, który brnie przez kałuże zamiast leżeć w kapciach przez
telewizorem? Opady trwały dobre kilkanaście minut, potem zelżały, aż wreszcie
zupełnie ustały. Z utrudnień pozostał już tylko wiatr, który przeszkadzał mi aż
do Mostu Zwierzynieckiego. Tam zawróciłem i jadąc z wiatrem, szybko wróciłem do
domu.
Zacząłem od nagniotków i na nich skończę. Po
kilkudziesięciu kilometrach odczuwałem lekki ból, ale to nic. Kilka dni temu dowiedziałem
się, że projektanci Shimano zauważyli, że różne stopy są na świecie i przygotowali
odpowiedni model butów. Uradowany tym faktem wysłałem zapytanie do kilku internetowych
sklepów i… okazało się, że owszem, buty dla osób z szerszą stopą istnieją, ale nie
są przewidziane do dystrybucji w Polsce. Hmm, czyżby Polacy mieli wyjątkowo
drobne stópki? Nie mając wyjścia, odłożyłem na bok patriotyzm i zamówiłem buty
w Niemczech. A przecież chciałem dać zarobić polskim firmom…
Aura nie zachęcała do wyjścia z domu…