Pagóreczki
Nie miałem pomysłu na dzisiejszą przejażdżkę. Wymyśliłem tylko
sobie, że z racji wiejącego wiatru najpierw pojadę na wschód, czyli pod wiatr,
aby potem mieć ułatwiony powrót. Jak pomyślałem, tak uczyniłem i pół godziny
przed zachodem słońca jechałem już w stronę Kokotowa. Trwały popołudniowe
godziny szczytu, więc musiałem uważać na drodze. Minąłem Kokotów i Węgrzce
Wielkie. Wkrótce dojechałem do Zakrzowa. Tam pomyślałem sobie, że dosyć rutyny
i nie pojadę do Niepołomic, ani nie zawrócę w stronę Krakowa, tylko skieruję
się na południe. Przejechałem więc jeszcze kawałek do Zakrzowca i na chwilę
obrałem kurs na zachód, aby po dotarciu do Ochmanowa skręcić na południe w
stronę Bodzanowa. To rzadko odwiedzane przeze mnie okolice, a szkoda, bo trudno
tutaj znaleźć choćby kawałek płaskiego terenu. Drogi albo pną się do góry, zmuszając
serce i mięśnie do solidnej pracy, albo powodują gwałtowne wydzielanie endorfin
na szybkich zjazdach.
Za Bodzanowem kontynuowałem podróż na południe, minąłem drogę
krajową numer 94, a po około kilometrze skręciłem na zachód i dotarłem do drogi
966, która łączy Gdów z Wieliczką. Nie lubię tamtędy jeździć. Droga jest
stosunkowo wąska, pozbawiona poboczy, można na niej spotkać prowincjonalnych
mistrzów kierownicy, którzy przyodziani w dresy w swych poniemieckich
maszynach, szpanują przed pasażerkami o włosach koloru blond. Z duszą na
ramieniu skierowałem się w stronę Wieliczki. Pod jednym względem jest to jednak
ciekawa droga. Góra, dół, góra, dół, góra, dół, Wieliczka – tak mniej więcej
wygląda jej profil.
Żeby nie było zbyt krótko i zbyt łatwo, z Wieliczki wróciłem
do Krakowa ulicami Sądową i Krzemieniecką. Ostatnie tego dnia pagórki czekały
na mnie w okolicach Kosocic, skąd miałem już tylko „rzut beretem” do domu.