Jesień w puszczy
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek pod koniec października jeździł na rowerze w krótkich spodenkach. W 2010 roku w ogóle nie jeździłem w tym okresie, w 2011 roku było 11°, a rok temu… padał śnieg. Dzisiaj było tak pięknie, słonecznie i ciepło, że gdyby nie spadające liście, można byłoby pomyśleć, że mamy pogodną majową lub czerwcową niedzielę.
Pierwszą wycieczkę po zmianie czasu na zimowy rozpocząłem od tradycyjnej „podjazdowej ścieżki zdrowia” w Kosocicach. Te kilka krótkich, acz twardych wspinaczek jest dobrym papierkiem lakmusowym mojej kondycji. Dzisiaj nie było źle. Sprawnie i w miarę szybko „zaliczyłem” program obowiązkowy i spokojnie pojechałem w stronę Wieliczki. Tam przejechałem przez ulice Narutowicza i Piłsudskiego. Później skręciłem w ulicę Gdowską. Nie lubię jeździć tamtędy. Zawsze znajdzie się ktoś, kto podnosi mi ciśnienie. Tak było i tym razem. Kierowcy BMW wydawało się, że 30 centymetrów jest wystarczającym odstępem „bezpieczeństwa”… Skręciłem w stronę Sułkowa, przejechałem przez Małą Wieś, Strumiany i dotarłem do Węgrzców Wielkich. Tam skręciłem w stronę Niepołomic.
Już bardzo dawno nie byłem w Puszczy Niepołomickiej, która najpiękniej wygląda dwa razy w roku. Na wiosnę jest świątynią budzącego się po zimowym śnie życia, onieśmiela soczystą zielenią, zawraca w głowie bukietem zapachu świeżości. W jesieni jest magicznym teatrem, gdzie wśród złotej scenografii opadłych liści, mistrz nostalgii otula mnie łagodnym powiewem chłodnego wiatru. Dzisiaj te powiewy były ciepłe, niemal gorące. Pewnie dlatego trudno mi było wyłączyć się, uciec od codzienności, bo pogodny dzień przyciągnął do puszczy setki spragnionych wypoczynku ludzi.
Przejechałem przez centrum Niepołomic i skierowałem się w stronę wsi Brzegi. Jechałem wiec dokładnie na zachód i niestety pod wiatr, który z każdą chwilą był coraz mocniejszy. Moja prędkość spadała miejscami do 18 km/h i czułem się tak, jakbym pokonywał niekończący się podjazd. Nieco lepiej zrobiło się dopiero wówczas, gdy dotarłem do granic administracyjnych Krakowa i gęstsza zabudowa tłumiła podmuchy wiatru. Z wiatrem walczyłem do momentu, w którym zawróciłem w stronę domu. Wspomagany przez siły przyrody szybko pokonałem ostatnie kilometry.
Jesień w puszczy…
…słońcem błogosławiona