Ciepłe popołudnie, chłodny wieczór
Na pierwszą wrześniową wycieczkę wybrałem się tuż po godzinie siedemnastej. Było słonecznie i w miarę ciepło, więc włożyłem na siebie typowo letnią rowerową „kreację”, czyli krótkie spodenki i koszulkę z krótkim rękawem. Nie miałem konkretnego planu i trasa miała „rodzić” się spontanicznie w trakcie jazdy.
Eskapadę rozpocząłem na ulicy Kosocickiej, by niedługo potem skręcić w Hallera i rozpocząć podjazd do Kosocic. Zazwyczaj ten fragment pokonywałem bardzo spokojnie, ale dzisiaj postanowiłem, że przekażę na ten cel więcej energii. Większość podjazdu pokonałem zatem na stojąco, obserwując w międzyczasie, czy moje tętno nie wykracza poza granice zdrowego rozsądku. Dojechawszy do ulicy Sawiczewskich skręciłem na zachód, co oznaczało, że czeka mnie szybki zjazd do Myślenickiej. Stamtąd pojechałem do Swoszowic i dalej na Osiedle Kliny. Przejechałem ulicą Babińskiego, skręciłem w Skotnicką, Winnicką dotarłem do Tynieckiej i pojechałem do Tyńca. Jadąc wzdłuż Wisły dojechałem do Stopnia Wodnego Kościuszko i przejechałem kładką na drugi brzeg. Ta kładka jest dla mnie pomnikiem słowa jakoś. Nie dlatego, że jest kiepska. Wręcz przeciwnie – jest rewelacyjna, ale od lat nie ma do niej cywilizowanego dojazdu. Rowerzyści, zwłaszcza posiadacze rowerów górskich, oczywiście jakoś sobie radzą. Jednak szosowcy mogą mieć pewien problem w poruszaniu się po kamieniach, żwirze, piasku czy błocie. Jak to jest możliwe, że przez tyle lat nie można było zbudować stu kilkudziesięciu metrów drogi dla rowerów? Można za to w przeciągu jednej nocy położyć nawierzchnię na pobliskiej ulicy Mirowskiej. Tak właśnie stało się w pamiętnym kwietniu 2010 roku, gdy okazało się, że śp. Prezydent RP spocznie na Wawelu. Nawierzchnia, choć położona w pośpiechu, trzyma się w miarę nieźle pomimo upływu lat. Jadąc po niej, dojechałem do ulicy Księcia Józefa.
Przejechałem przez Kryspinów, a w Liszkach skręciłem w stronę Morawicy. To płaski odcinek z wyjątkiem krótkiego podjazdu w Morawicy. Pokonałem go „siłowo” na największym blacie. Wkrótce skręciłem na wschód w stronę Balic. W tym momencie wiatr stał się mym przyjacielem, więc prędkość istotnie wzrosła. W Balicach skręciłem w stronę Zabierzowa. Jechałem przez strefę cienia, więc temperatura znacząco spadła. Zacząłem odczuwać chłód. Koszulka z krótkim rękawem nie była właściwym rozwiązaniem w tych warunkach. W Zabierzowie skręciłem w stronę Krakowa. Dojechałem do Rząski, a potem do ulicy Balickiej. Nie zamierzałem przejeżdżać przez centrum miasta, lecz pojechałem na Wolę Justowską, a potem na Salwator. Powoli zapadał zmierzch, więc włączyłem oświetlenie i jadąc wzdłuż Wisły dotarłem na Zabłocie. A stamtąd, tradycyjnie i rutynowo, czyli przez Rybitwy, dojechałem w okolice mych czterech ścian.