O świcie raz jeszcze
Spodobały mi się poranne eskapady rowerowe. Nastawiłem więc budzik, tzn. telefon komórkowy na 5:30 i poszedłem wcześniej spać, aby wstać rześki i wypoczęty. Niestety długo nie mogłem zasnąć, więc o świcie nie byłem ani rześki, ani wypoczęty. Planów jednak nie zmieniłem i niecałą godzinę później ruszałem w drogę.
Najpierw musiałem dojechać do Tyńca. Tam rozpoczynała się zaprojektowana trasa. Pojechałem najbardziej oczywistą, popularną i pustą o tej porze ścieżką rowerową wzdłuż Wisły. Z Tyńca skierowałem się w stronę Skawiny, ale nie zamierzałem wjeżdżać do miasta, tylko poruszać się bocznymi drogami. A na bocznych drogach w najlepsze trwa akcja „Polska w budowie”. Całkiem śmiało można zaliczyć przejazd tymi drogami jako jazdę w terenie. Minąłem, a raczej przebrnąłem przez Kopankę, którą spokojnie można nazwać „Rozkopanką” i przejechałem przez wieś Przeryta, której nazwy zmieniać nie trzeba. Potem było już o wiele lepiej, a w miejscowości Wielkie Drogi wjechałem na chwilę na drogę numer 44. Po chwili skręcałem już na południe w stronę wsi Paszkówka. Zaiste bardzo zadbana to wieś, więc pozwoliłem sobie nawet na chwilę postoju w centrum wioski, nieopodal kościoła parafialnego. Z podziwem spoglądałem na ekipę sadzącą jakieś kwiaty czy krzewy wzdłuż alejek. Widać, że jest tutaj dobry gospodarz. Z Paszkówki dojechałem do Kopytówki, w której skręciłem na północ i dojechałem do Brzeźnicy.
Z Brzeźnicy bocznymi drogami dotarłem do Łączan i przejechałem na drugi brzeg Wisły. Rozpocząłem w ten sposób etap powrotny do Krakowa. Poruszałem się drogami równoległymi do brzegu Wisły. Przejechałem m.in. przez Kłokoczyn, Czernichów, Ściejowice i dotarłem do Piekar. Stąd miałem już tylko „rzut beretem” do ulicy Mirowskiej, gdzie kończyła się zaplanowana trasa. Była już godzina dziesiąta, a więc słońce zaczęło mocno przygrzewać, gdy rozpocząłem pokonywania ostatnich dwudziestu kilku kilometrów dzielących mnie od domu.
Skałka o poranku
Paszkówka
Wisła w Łączanach