W stronę tęczy
Gdy wczesnym wieczorem wyruszałem na przejażdżkę, nad Kraków nadciągały ciemne chmury. Ruszyłem więc na północ, gdzie widziałem skrawki błękitnego nieba. Liczyłem, że wkrótce rozpogodzi się. Gdy jednak dotarłem do Nowej Huty, okazało się, że gdziekolwiek bym nie pojechał, prawdopodobnie będę musiał zmierzyć się z opadami deszczu. Skierowałem się na zachód w stronę centrum Krakowa. Na ulicy Warszawskiej dopadł mnie deszcz. Opady były średnio intensywne, dzięki czemu nie zdążyłem całkiem przemoknąć. Tym niemniej zacząłem odczuwać chłód spotęgowany podmuchami wiatru. W końcu przestało padać, chmury odpłynęły na wschód, a na niebie można było zobaczyć tęczę. Słońce osuszyło mnie i dalsza część przejażdżki była już o wiele przyjemniejsza.