Zmierzch
Nawet nie zauważyłem, kiedy nadeszły te dni, gdy wyruszam popołudniu na przejażdżkę, a wracam już po zmierzchu. Zegar natury nieubłaganie odmierza czas.
Nieopodal lotniska w Balicach są pola uprawne, które przecina wysypana żwirem droga. Jeżdżę tamtędy od czasu do czasu, bo lubię takie miejsca, gdzie króluje natura, choć blisko stąd do cywilizacji. Gdy byłem tutaj w zimie, wokoło rozpościerały się nagie pola, pokryte śniegiem. Zazieleniły się na wiosnę, by potem przemienić się w złote łany zbóż. Dzisiaj też tu byłem. Łanów już prawie nie ma, kończą się żniwa. Gdy odwiedzę to miejsce jesienią, pewnie zobaczę pług, potem siew i cały cykl rozpocznie się od nowa.
Z zadumy wyrwał mnie huk turboodrzutowych silników lądującego Boeinga. Po chwili wylądował kolejny samolot, a po nim jeszcze jeden i jeden. To, co zawsze mnie fascynowało. Połączenie dwóch światów. Tak odległych i tak bliskich zarazem. Po chwili znów zapada cisza. Spoglądam za siebie. Pusto. Przede mną też nie widać nikogo. Jestem tutaj sam, zupełnie sam. Ja, który uwielbiam samotne podróże, nagle czuję się samotny. Naciskam mocniej na pedały, przyspieszam. Jeszcze chwila i wracam do ludzi, do zgiełku, do świata.
Powrót z wakacji