Łańcuch
Ciepłe popołudnie kolejny raz wygnało mnie z domu na krakowskie ulice. Byłem bardziej wypoczęty niż wczoraj, więc nie narzekałem na brak energii.
Jechałem spokojnie, co było celowym wyborem, ponieważ przedwczoraj okazało się, że łańcuch dożył swych dni ostatnich i „nadejszła wiekopomna chwila”, aby wymienić go. Pech jednak chciał, że ja – znany z zapobiegliwości i chomikowania zawczasu wszystkiego, co przydać się może – nie zabezpieczyłem się i nowy łańcuch zamówiłem dopiero wczoraj. W swej naiwności pomyślałem nawet, że po powrocie z pracy, znajdę przesyłkę w skrzynce. Niestety Poczta Polska nie stanęła na wysokości zadania, więc stary łańcuch musiał mi posłużyć raz jeszcze.
A skoro już poruszyłem temat Poczty Polskiej… Zaiste dziwna to instytucja, rządząca się prawami niezrozumiałymi zapewne nawet dla jej pracowników. Mieszkam na spokojnym, niewielkim osiedlu o niemożliwej do wymówienia dla nie Polaka nazwie - Rżąka. Jakiś czas temu otworzono nieopodal małą ajencję poczty. Był to strzał w dziesiątkę, bo najbliższy urząd pocztowy mieści się jakieś dwa kilometry stąd i zawsze są w nim tłumy – tak wielkie, że na samą myśl o nich przychodzi człowiekowi ochota, aby kupić sobie gołębia pocztowego i olać monopolistę. Ale, jak wspomniałem, ktoś pomyślał i nagle usługi pocztowe stały się bliższe dosłownie i w przenośni. I właśnie dlatego, kupując łańcuch, z czystym sumieniem wybrałem przesyłkę pocztową zamiast kurierskiej. I to był błąd. Okazało się bowiem, że ajencja była, ale się zbyła. Pozostała po niej tylko kartka z informacją, że najbliższy urząd pocztowy znajduje się… tam, gdzie kiedyś. No i skończyło się rumakowanie. Trzeba będzie pokornie ustawić się w kolejce…
Czasem tak mi się marzy, że wszystko jest łatwe, przemyślane, dostępne, wygodne. Obawiam się jednak, że program SETI ma większe szanse powodzenia.