Pod wieczór
Gdy wychodziłem z pracy, nad Krakowem przechodziła właśnie pierwsza w tym roku solidna ulewa. Sądziłem więc, że dzisiaj dam sobie spokój z rowerem, tym bardziej, że dopadło mnie jakieś lekkie przeziębienie. Wróciłem do domu z przekonaniem, że jak tylko zaspokoję głód, to legnę przed TV i sprawdzę, czy działają przyciski w pilocie ;).
Ale nic z tego. Spojrzałem za okno i zobaczyłem, że ulice powoli przesychają a pomiędzy chmurami widać całkiem spore przestrzenie błękitu. Mam zmarnować takie popołudnie? – pomyślałem i po kilkunastu minutach byłem gotowy do wyjścia.
Na dworze nie było zbyt ciepło i na dodatek wiał chłodny wiatr, ale szybko rozgrzałem się. Pozostałości po ulewie spowodowały, że równie szybko mogłem zapomnieć o czystym rowerze. Dzisiaj jeździłem wyłącznie po mieście, skwapliwie korzystając z faktu, że większość tras rowerowych była raczej pusta. Tylko ja, rower i chłodny wiatr i tysiące pomysłów kłębiących się w mojej głowie. Po prostu to, co lubię.