Bliskość inaczej
Jeżdżę bo lubię, ale gdy „looknąłem” na statystyki, zauważyłem, że brakuje mi jedynie 52 kilometry, aby zamknąć marzec tysiącem przejechanych kilometrów. Dlatego właśnie taki był plan minimum na dzień dzisiejszy. Dzisiaj także po raz pierwszy w tym roku ubrałem krótkie spodenki, co oczywiście było zasługą łaskawej pogody.
Poruszałem się w większości po asfalcie. Już nieraz pisałem, że kierowcy bardzo swobodnie traktują przepis nakazujący zachowanie bezpiecznego, przynajmniej 1-metrowego odstępu od wyprzedzanego cyklisty. Zauważyłem jednak, że w Mieście Królów Polskich tudzież w jego okolicach są ulice, po których jazda pozostawia szczególnie niezatarte wrażenia. To między innymi ulica Wielicka na odcinku od Powstańców Śląskich do skrzyżowania z Malborską. Stosunkowo szeroka, z dwoma pasami ruchu w każdym kierunku a mimo to wielu kierowców omija mnie o przysłowiowy włos. Drugą ulicą dla twardzieli jest Skotnicka. Nie ma tu co prawda dwóch pasów, ale jest wystarczająco szeroka, aby kierowcy mogli bezpiecznie wyprzedzać rowerzystów. Jednak wieli z nich tego nie robi. Dlaczego? Księcia Józefa na odcinku od Salwatora do Mirowskiej to kolejny przykład. Jakiś czas temu postanowiłem, że będę się starał ją omijać. Droga 966 z Wieliczki do Gdowa i dalej do Muchówki to także sposób na niezapomniane wrażenia dla ludzi o mocnych nerwach. Szkoda, bo akurat planuję przejazd tym odcinkiem a alternatywną trasę w tej okolicy trudno znaleźć. Dzisiaj do tej listy dołączyła ulica Krakowska w Skawinie, na której zrozumiałem, że nawet najlepszy film w technologii 3D, wyświetlany w najlepszym z możliwych kin, nie odda w pełni efektu opony tira, przesuwającej się majestatycznie tuż obok małego ludzika, pochylonego nad rowerową kierownicą.
A przecież znam wiele ulic o równie dużym natężeniu ruchu, po których mogę poruszać się bezpiecznie mimo braku jakiejkolwiek infrastruktury rowerowej. Być może tam kierowcy jeżdżą wolniej a być może wiedzą, że nie mają szans na wyprzedzanie, gdy z naprzeciwka coś jedzie, więc nie pchają się. Na wymienionych przeze mnie drogach z reguły jeździ się szybko a z pewnością o wiele szybciej niż pozwalają na to przepisy.
I jeszcze jedno. Taki mały kamyczek do naszego męskiego ogródka. Wśród wielu kierowców, którzy byli tak spragnieni mojej bliskości, że wyprzedzając niemalże ocierali się o mnie, była tylko jedna – powtarzam – tylko jedna kobieta. Panowie… Czapki z głów!
I tym feministycznym akcentem kończę na dzisiaj.
PS. W sumie to chyba wolałbym, aby opisane powyżej proporcje były odwrotne... ;)
(Opactwo Benedyktynów w Tyńcu)
(Kolejny zachód słońca do kolekcji)