Ostatni dzień zimy
Najpierw musisz pełzać żeby,
móc pod każdą górę wejść,
podnieś głowę już,
razem ze mną tak zaśpiewaj:
Nie dam się,
jestem ja i to mój dzień (...)
Ostatni dzień zimy miał być słoneczny a temperatura miała sięgać 6°. Przed południem słońce rzeczywiście pojawiło się na niebie, ale reszta dnia była pochmurna i chłodna. Tym niemniej postanowiłem nie siedzieć w domu i nie czekać bezczynnie na lepszą pogodę, tylko po prostu ubrałem się w nieco cieplejsze rzeczy i wyruszyłem. Miałem ochotę solidnie popracować nad kondycją a przy okazji chciałem przez dłuższy czas znaleźć się sam z dala od codziennego zgiełku.
Najpierw skierowałem się w stronę Puszczy Niepołomickiej przejeżdżając przez Kokotów, Węgrzce Wielkie, Gruszki i Szarów. Wiał lekki północno-zachodni wiatr, który nie przeszkadzał w jeździe, ani nie potęgował uczucia chłodu. Pomimo, że temperatura zaczęła spadać, jechało się naprawdę bardzo fajnie. Pokręciłem się trochę po Puszczy Niepołomickiej i postanowiłem, że pojadę w stronę Nowej Huty, ale niekoniecznie najkrótszą drogą. Jadąc zatem ulicą Brzeską przekroczyłem Wisłę i skręciłem w lewo, aby bocznymi drogami dojechać do Igołomskiej. Nie lubię jeździć głównymi drogami, więc pojechałem dalej na północ w kierunku Osiedla Ruszcza, gdzie przejechałem długim i wąskim tunelem pod torami kolejowymi. Tunel ów nieco się ucywilizował. Pamiętam dobrze, że w ubiegłym roku nie działało tam nawet oświetlenie.
Za tunelem zatrzymałem się na chwilę, ponieważ chciałem zrobić kilka zdjęć. Wzbudziło to czujność strażnika pobliskiego więzienia. Uważnie mnie obserwował. Czyżby naprawdę sądził, że rowerem można odbić więźnia? To byłoby dosyć oryginalne. Nie przypominam sobie, abym widział to w jakimkolwiek filmie.
Potem skręciłem na zachód i jadąc wzdłuż Huty im. Tadeusza Sendzimira minąłem mi.in. ulicę o jakże socrealistycznej nazwie Wielkich Pieców. Komunizm upadł, wielkie piece już nie polskie a ulica została. Ech, łza surówki się w wielkim piecu kręci… Za Cmentarzem Grębałowskim skręciłem w lewo w ulicę Kocmyrzowską i po kilku chwilach znalazłem się w centrum Nowej Huty. Na liczniku miałem już sporo kilometrów, więc pomyślałem, że czas najwyższy na konsumpcję batonika. Krótki postój zafundowałem sobie w małym parku na Osiedlu Dywizjonu 303. Lubię to osiedle a jego nazwa kojarzy mi się z dzieciństwem i niezapomnianym Arkadym Fiedlerem. Po dawce niezbędnych kalorii pojechałem dalej. Jana Pawła II, Mogilska, Rondo Mogilskie, Lubomirskiego, tunel pod Dworcem Głównym, Warszawska, Plac Matejki i już byłem na Starym Mieście. Skręciłem w prawo i wzdłuż Plant dojechałem do Karmelickiej. Skręciłem w nią a potem prosto przez Królewską, Podchorążych, Bronowicką, Balicką. Skręt w Lindego a potem w Na Błonie i dojechałem do Królowej Jadwigi. Nie czułem zmęczenia, więc stwierdziłem, że stać mnie na zaliczenie podjazdu. Pojechałem zatem ulicą 28 lipca 1943 a potem Starowolską i Jodłową do Księcia Józefa. Skręciłem w stronę miasta i dojechałem do Mostu Zwierzynieckiego.
Przejechałem przez most i jadąc wzdłuż Wisły dotarłem do ujścia Wilgi. Tam zawróciłem w stronę Mostu Grunwaldzkiego, przejechałem na drugi brzeg i jadąc wzdłuż niego dojechałem do Mostu Kotlarskiego. To był ostatni most, przez który przejechałem. Ulicą Klimeckiego dojechałem do Powstańców Wielkopolskich. Potem wjechałem na chodnik wzdłuż ulicy Powstańców Śląskich i przejechałem kładką na drugą stronę, aby znowu trochę mocniej popedałować pod górę. Przejechałem przez Bonarkę (oczywiście nie mam na myśli centrum handlowego) a potem Kamieńskiego, Bieżanowską, Telimeny i prawie byłem w domu.
To była najdłuższa przejażdżka w tym roku. Z nadzieją czekam na ciepłe dni, świeżą, soczystą, wiosenną zieleń, zapach budzącej się do życia przyrody. W marzeniach zaplanowałem sobie na ten rok kilka ambitnych tras. Czy uda mi się zrealizować te pomysły? Bóg jeden wie, ale mam nadzieję, że Niebiosa będą mi sprzyjać…
(Puszcza Niepołomicka w oczekiwaniu na wiosnę)
(Tunel w Ruszczy – trochę krótszy niż pod Mont Blanc)